Tadeusz Isakowicz-Zaleski:

i

Autor: Eastnews

Ks. Isakowicz-Zaleski ocenia: święci wytrwali ks. Międlar skapitulował

2017-02-27 3:00

Ks. Isakowicz-Zaleski w rozmowie z Przemysławem Harczukiem ocenia postawę byłego księdza Międlara.

"Super Express": - Udzielił nam wywiadu były ksiądz Jacek Międlar, który tłumaczył się z odejścia z kapłaństwa. Jak ksiądz ocenia tę decyzję - czy jest tak, jak mówi Tomasz Terlikowski, że polityka wygrała z Chrystusem, czy może faktycznie - ksiądz musiał odejść, ponieważ, jak twierdzi, krytykował patologię w Kościele?

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski: - Uważam, że stało się bardzo źle, że ksiądz Jacek Międlar zaledwie rok po święceniach zrezygnował ze swojej posługi jako ksiądz. Po pierwsze, każdy ksiądz podczas święceń składa przysięgę na cześć i posłuszeństwo swoim przełożonym. Ksiądz Międlar jest zakonnikiem, więc śluby złamał podwójnie. Po drugie, nie jest sztuką trzasnąć drzwiami i odejść. Na pewno w Kościele dzieją się złe rzeczy, ale jedyną drogą jest być w Kościele i te rzeczy naprawiać, przeciwstawiać złu. Czasem trzeba przełknąć gorzkie pigułki, bo przełożeni nie akceptują naszych działań, przeciwstawiają się im. Ale przecież życiorysy świętych pokazują, że na różnych etapach mieli oni problem z przełożonymi. Na przykład święty ojciec Pio przez pewien czas miał zabronione głoszenie kazań, prowadzenie działalności duszpasterskiej. Nie buntował się, nigdzie nie odchodził. Potem zakazy te cofnięto, a ojciec Pio został świętym Kościoła katolickiego. Takich przykładów w historii Kościoła znaleźć można wiele.

- Ksiądz Jacek Międlar wspomniał o złych rzeczach w Kościele, takich jak lobby homoseksualne. Ostro skrytykował też fakt, że o ile suspendowany został ksiądz Lemański w diecezji warszawsko-praskiej, tak w diecezji krakowskiej nie został ukarany ksiądz Kazimierz Sowa, który o dziecku nienarodzonym mówił jako o zlepku komórek i embrionów.

- Lista tego typu rzeczy jest znacznie dłuższa. Równo dziesięć lat temu ukazała się moja książka "Księża wobec bezpieki" i konflikt był ogromny. Ale nawet wtedy, gdy zabroniono mi wypowiadania się, podporządkowałem się. Nie dlatego, że było to łatwe, ale dlatego, że jeżeli chcemy zrobić w Kościele coś dobrego, to musimy wytrwać. Książka po dziesięciu latach sama się obroniła - nikt nie wytoczył procesu. Inne rzeczy, jakie się dzieją, to homolobby, o którym pisałem z Tomaszem Terlikowskim, czy nadużycia finansowe, obyczajowe. Ale wyjście ze struktur Kościoła zamyka tak naprawdę drogę do przeciwdziałania im. Były ksiądz czy zakonnik nie będzie wiarygodny. Problem Krakowa to nie tylko ksiądz Sowa. To także chociażby "Tygodnik Powszechny", który bezprawnie nazywa się tygodnikiem katolickim, a wcale nim nie jest. Mam jednak duże nadzieje, że nowy metropolita krakowski wyciągnie odpowiednie konsekwencje w celu uporządkowania tej sprawy. Oczekiwania od abp. Marka Jędraszewskiego są w Krakowie ogromne.

- Jak to jest - często patrząc na Kościół, wierni odbierają go jako całość i oceniają episkopat. Tymczasem z tego, co ksiądz mówi, wynika, że wszystko odbywa się na poziomie diecezji i to od biskupa zależy, jak w danym miejscu podchodzi się do różnych spraw. Na przykład w diecezji warszawsko-praskiej abp Hoser podejmował zdecydowane działania zarówno wobec księdza Lemańskiego, jak i kapłanów oskarżanych o sprawy obyczajowe?

- Oczywiście, że najwięcej zależy od diecezji. Jedni biskupi są bardziej wymagający, inni coś tolerują. Na przykład Warszawa podzielona jest na dwie części. Na brzegu prawym mamy abp. Henryka Hosera, na lewym kard. Kazimierza Nycza. To nie znaczy, że jeden postępuje dobrze, a drugi źle, ale miewają inne podejście do podobnych spraw. Ale wracając do księdza Międlara - w Kościele jest tyle możliwości, że ksiądz mający inne poglądy, idące trochę pod prąd, może znaleźć sobie miejsce czy to w innej diecezji, czy wspólnocie zakonnej. Dlatego nie zgadzam się z księdzem Międlarem, gdy twierdzi, że nie miał wyjścia i musiał odejść. On sam odszedł z zakonu i zrobił bardzo źle. Trzeba było wytrzymać presję, spróbować może w innym miejscu w Polsce, ale w żadnym wypadku nie kapitulować!

- W ostatnim czasie głośno było o skandalicznym spektaklu "Klątwa" w Teatrze Powszechnym. Czy Kościół nie powinien się wypowiedzieć w tej sprawie jednak mocniej?

- Jest bardzo mocne i jednoznaczne wystąpienie kardynała Dziwisza, emerytowanego metropolity krakowskiego i najbliższego współpracownika św. Jana Pawła II. W przypadku tego spektaklu stała się jeszcze jedna zła rzecz. Otóż dramat Stanisława Wyspiańskiego "Klątwa" widziałem dwukrotnie - raz w teatrze w Krakowie, raz w Teatrze Telewizji. Dramat Wyspiańskiego jest bardzo ważny, a dotyka trudnych spraw, księdza, który ma dwoje nieślubnych dzieci, wsi, na którą narzucono klątwę. Wyspiański ponad sto lat temu dużo ryzykował i faktycznie prowokował, jednak miał do przekazania ważne treści. Natomiast to, co wystawiono w Teatrze Powszechnym, to jakaś karykatura tego dzieła. Wyrządzono tu więc krzywdę i św. Janowi Pawłowi II, i wierzącym, i sprofanowano flagę państwa Watykan, i krzyż, ale też wyrządzono krzywdę samemu twórcy, czyli Stanisławowi Wyspiańskiemu. Twórcy, który swoją twórczością pokazał, że można podejmować trudne tematy w Kościele. Ale trzeba to robić z klasą i umiejętnie. Takie tanie antychrześcijańskie zagrywki obrażają uczucia zwykłych ludzi, którzy na to obrażanie nie zasłużyli. Stało się bardzo źle.

- Czy jeżeli się takie coś dzieje, opisując to, nie robimy temu reklamy i sami nie siejemy zgorszenia?

- Myślę, że jeżeli umiejętnie pokażemy, że jest taki problem, to należy to opisywać. Ale wyraźnie to ocenić. Natomiast myślę, że osoby, które wystawiły ten dramat, faktycznie liczą na tanią sensację. Oświadczenie kardynała Dziwisza jest bardzo właściwe. Podobnie jak krytyka oburzonych osób świeckich. Pokazanie w obrzydliwy sposób judaizmu czy islamu wywołałoby międzynarodowy skandal. I słusznie, bo religia może być krytykowana za jakieś zjawiska, nie zasługuje na obrażanie. A w Teatrze Powszechnym z obrazą i zgorszeniem mieliśmy do czynienia.

Zobacz: Rafał Trzaskowski w WIĘC JAK: W polityce rzadko wybiera się kogoś, kogo się uwielbia [WIDEO]