"Super Express": - Jest pan ludzkim panem? I wie pan, do czego piję.
Rafał Trzaskowski: - Jestem bardzo spokojnym człowiekiem, choć oczywiście trzeba pytać moich współpracowników, jak się ze mną pracuje. Na pewno nie używałbym takiego języka, bo on dzieli. Mam wrażenie, że trochę prezesowi Kaczyńskiemu uciekł z podświadomości ten kompleks wyższości.
- Nie ma pan wrażenia, że on został sprowokowany? Z sali sejmowej dało się słyszeć: "o, ludzkie pany".
- Został.
- Ale to przez was?
- Oczywiście, że my. Bo przez kogo innego? To wina Tuska i ośmiu lat rządów PO. Niemniej polityk musi panować nad swoimi emocjami. Wiadomo bowiem, że jak powie coś takiego, będzie to użyte przeciwko niemu.
- A nie jest trochę powierzchowne to, że zajmujemy się tym, co ktoś powiedział? Oczywiście, to także kamyczek do mojego ogródka, bo media też to podchwyciły.
- Jest to, oczywiście, na swój sposób symboliczne, bo pokazuje, jak PiS dzieli Polaków. Siebie widząc w roli prawdziwych Polaków, a resztę... No właśnie, za kogo on uważa resztę? Choć zgadzam się, że nie należy temu poświęcać analiz i dyskutować o tym przez najbliższe trzy dni.
- To wszystko dotyczyło poważnej sprawy - marszałka Kuchcińskiego. Chcieliście jego odwołania, choć wiedzieliście, że nie ma na to szans. Oczywiście, powie mi pan, że musicie to robić, żeby dać sygnał opinii publicznej, że go nie akceptujecie...
- Za to lubię pana redaktora - odpowiada pan na własne pytania.
- Nie ma pan wrażenia jałowości takich działań?
- Ma pan rację, ale nie mam większości. Równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że nic nie będziemy robić, bo nie mamy szans na wygranie żadnego głosowania. Jest to natomiast pewna demonstracja. Nie ma zgody na zachowanie pana marszałka, który nie daje opozycji zadawać pytań, wyklucza jej posłów z obrad. I co więcej, jest on osobą kompletnie niesamodzielną.
- Wydaje mi się, że wy go jeszcze zradykalizowaliście. Bo co mówi? Że za bardzo im popuściłem, byłem zbyt tolerancyjny.
- Tylko jak na to nie reagować? Marszałkowi Brudzińskiemu i Terleckiemu zdarza się upomnieć swoich posłów. Marszałek Kuchciński upomina tylko opozycję i to w sposób absolutnie niesprawiedliwy. Tak się nie da współpracować w Sejmie. Wiemy, że jesteśmy opozycją i że to PiS ma większość, ale my też mamy swoje prawa. Ci, którzy współpracowali z Markiem Kuchcińskim, kiedy był wicemarszałkiem, mówią, że był wtedy bardzo koncyliacyjny. Zupełnie stracił tę umiejętność, a my straciliśmy do niego zaufanie.
- Gorący temat - wycinka drzew. Jak wy, jako liberałowie, możecie sprzeciwiać się temu, że ktoś dysponuje swoją własnością i decyduje, czy wyciąć, czy nie drzewa na swojej posesji?
- Nie lubię, kiedy państwo ingeruje w moje życie, tak jak ma to miejsce za rządów PiS. Z jednym wszakże wyjątkiem - dotyczącym środowiska. Prawdziwa wolność polega na tym, że nie ogranicza się wolności innych. Na tej zasadzie uważam, że nie powinno się pozwolić palić w piecach, czym popadnie, bo truje się w ten sposób sąsiadów. Podobnie jest w przypadku drzew. Zgadzam się, że przepisy, które do tej pory obowiązywały, były zbyt restrykcyjne i należało je zliberalizować. Ale nie może być tak, że ktoś wychodzi z piłą i wycina niemal każde drzewa bez jakiejkolwiek decyzji.
- Czy wy jednak nie demonizujecie sprawy?
- Tyle że w tej chwili pod piłę idą drzewa, które nigdy nie powinny być ścięte. Nie chodzi o to, że mamy jedno drzewo na swojej działce, ale masową wycinkę. Proszę przejść się po Warszawie. Mnóstwo jest miejsc, gdzie wycina się nawet setki drzew. I co jest ważne, są podejrzenia, że ktoś mógł chcieć zbić na tym biznes. Podejrzane jest to, że PiS postanowił przepchnąć zmiany w prawie kolanem i bez vacatio legis, aby weszły one w życie już w lutym - jeszcze przed okresem lęgowym. W setkach miejsc w Polsce wycina się drzewa, żeby zbudować parking czy budynek.
- PiS już mówi, że coś trzeba w tej ustawie zmienić. Wystawia wam piłkę do ścięcia, a wy zajmujecie się marszałkiem Kuchcińskim. Proszę pana, co za brak umiejętności!
- Proszę zauważyć, jak PiS wiele razy mówił o tym, że jak przejmą władzę, to wszystko będzie genialnie. A tymczasem któryś już raz robią tak, że coś wymyślą, żeby zaraz musieć się z tego wycofać. Najpierw Warszawa, do której chcą przyłączyć sąsiednie gminy, by za chwilę powiedzieć, że jednak tego nie zrobią. Proponują jakieś rozwiązania aborcyjne i zaraz to zarzucają.
- Nie do końca jest tak, jak pan mówi. Mówią, że coś zrobią, ale przychodzi Jarosław Kaczyński i już nie chcą tego robić.
- Przychodzi Jarosław Kaczyński i mówi: przesadziliście z ustawą o zgromadzeniach, przesadziliście z Warszawą, przesadziliście ze ścinką drzew. Nie bądźmy naiwni, przecież to prosty zabieg, który polega na tym, że najpierw sprawdzamy, czy się da, a w momencie, kiedy jest opór społeczny, wychodzi dobry car i mówi np. tak: nie podwyższę wam pensji, bo ten niedobry naczelny "Super Expressu" nas obsmarował. Przecież tak się nie można bawić w demokrację.
- A pan chce być prezydentem Warszawy. Po Hannie Gronkiewicz-Waltz. Po aferze reprywatyzacyjnej. Naprawdę chce pan tam wejść?
- W ciągu kilku najbliższych miesięcy wyłonimy naszego kandydata na prezydenta Warszawy. Ja tego nie wykluczam. Zajmuję się polityką zagraniczną, to żaden polityk nie może wykluczyć, że nie podejmie się tak ważnej, choć trudnej misji.
- Gdyby został pan prezydentem Warszawy, wyjaśniałby pan aferę reprywatyzacyjną, czy zamiatałby ją pan pod dywan?
- Każdy prezydent Warszawy, niezależnie, z jakiej będzie partii, musi tę aferę wyjaśnić do końca. Nie wyobrażam sobie bowiem, jak można zacząć rządy w mieście i od razu stracić wiarygodność. To byłby koniec kariery politycznej takiego człowieka.
- I tak, i nie. Znam mnóstwo przypadków, kiedy ktoś powinien stracić wiarygodność i odejść z polityki, ale opinia publiczna mówi, że tamten będzie jeszcze gorszy.
- Prawda jest taka, że rzadko się wybiera kogoś, kogo się uwielbia. Najczęściej wybiera się kogoś, kto jest mniejszym złem. Często wybiera się kogoś, kto jest dobry, ale nie genialny. Tak to już jest, że wybiera się tych sensowniejszych. Ci, na których głosuje się z pełnym przekonaniem, trafiają się raz na pokolenie. Tak było z Kennedym, tak było z Obamą.
- I teraz z Trumpem. Co pan o nim sądzi?
- Na szczęście widzę oznaki otrzeźwienia.
- Choćby w sprawie Rosji?
- Rzeczywiście, widać w tej sprawie bardziej racjonalne podejście niż to, które Trump prezentował jeszcze kilka miesięcy temu. Urząd jednak powoduje, że człowiek staje się bardziej zdroworozsądkowy. Choć w kwestiach imigracyjnych Trump dalej idzie twardym konserwatywnym kursem, co dla Stanów Zjednoczonych jest bardzo niebezpieczne.