"Super Express": - Ewa Kopacz kontra Beata Szydło. Co doradzałby pan przed tym starciem obu kandydatkom?
Krzysztof Ziemiec: - Nie jest moją rolą doradzanie sztabom, ale obie panie muszą być dobrze przygotowane i jednak nie atakować przeciwnika, pokazać pozytywny przekaz. Polacy są raczej zmęczeni tą nieustanną wojną i wzajemną krytyką. To chyba się skończyło.
- Usłyszymy coś oprócz straszenia PiS albo wytykania afer Platformie?
- Słyszałem wypowiedź premier Ewy Kopacz, która mówi, że chciałaby przede wszystkim "odpocząć i się wyspać". To pokazuje, że jest nieco zmęczona kampanią, ale Beata Szydło też raczej prezentuje spokój. I ten spokój obie będą chciały zademonstrować. Chyba że jedna z nich nie wytrzyma, da się sprowokować i pokaże polityczny pazur. I dziennikarze, i widzowie jednak na to czekają.
- Prowadził pan wielokrotnie debaty przed wyborami. Jaka będzie tu rola dziennikarzy? Wielokrotnie krytykuje się ich za to, że o coś nie zapytali, nie docisnęli...
- O, to warto wyjaśnić. Oczywiście żywe reakcje dziennikarzy i włączanie się uatrakcyjniłyby debatę. Tyle że w dzisiejszych debatach dziennikarze nie bardzo mogą to robić.
- Jak to nie mogą?
- Kiedyś, w 2005 i 2007 roku, debaty wyglądały inaczej. Donald Tusk był lepiej przygotowany, ale kiedy wygrał, w debacie brali też udział widzowie...
- Tak, PiS zarzucał im uporczywe wyprowadzanie z równowagi Jarosława Kaczyńskiego.
- Właśnie. I od tamtej pory naprawdę wiele się zmieniło. Sztaby dbają o ograniczenie elementów, których nie mogą przewidzieć, więc debaty wyglądają inaczej. Do mnie też docierały zarzuty widzów, że w debatach czegoś nie skomentowałem, nie dopytałem. Otóż w dzisiejszych czasach sztaby, planując debatę w uzgodnieniu z telewizjami, stawiają tak sztywne ramy, że z góry wykluczają możliwość skomentowania albo dopytania o jakieś kwestie. Tego nie ma, podobnie jak nie ma publiczności w studio.
- Czy ta dzisiejsza Ewy Kopacz z Beatą Szydło może przesądzić o wyniku wyborów?
- Najnowsze badanie Ipsos pokazuje coś zaskakującego. Wynika z niego, że dla wyborcy debata jest dopiero czwartą rzeczą, która ma wpływ na jego decyzję wyborczą. Znacznie ważniejsze jest dla nich to, co politycy robili przez ostatnie lata, a także to, co proponują. I to bardzo dobrze, bo wynika z tego, że Polacy podejmują swoje decyzje w sposób bardzo przemyślany, analizując to, co obiecywano i z czego się wywiązano, a z czego nie. Debaty oczywiście się dobrze ogląda, bo to jest show, ale być może co do wpływu bardziej emocjonuje to dziennikarzy niż wyborców?
- Czy ja wiem? Były w przeszłości debaty, które jednak przesądzały o wyniku wyborów, mając wpływ choćby na tę wciąż wahającą się grupę? Tak było z debatą Wałęsa - Kwaśniewski, tak było z dwoma debatami Kaczyńskich z Tuskiem.
- To prawda i przypuszczam, że to właśnie wpłynie na to, co usłyszymy. Obie panie będą chciały przekonać nieprzekonanych. Obie wiedzą, że tylko o tych wyborców warto już walczyć, bo z badań wynika, że PO i PiS mają swoje żelazne elektoraty ustabilizowane już tak, że prawie się nie kurczą i nie pęcznieją.
- Mam wrażenie, że oczekiwania społeczne przed tym starciem są niższe niż przed debatami Kaczyńskich z Tuskiem. Nie ujmując niczego obu paniom, jest to postrzegane jako starcie polityków z niższej półki niż poprzednicy, którzy byli obecni na scenie przez ponad ćwierć wieku...
- Można się z tym zgodzić, ale też jest to pierwsze starcie dwóch kobiet w takich rolach i od strony medialnej może to być coś ciekawego. Także dla widzów. Jeszcze niedawno takie starcie było przecież mało prawdopodobne. Jest też trochę tak, że debaty w wyborach prezydenckich dotyczą wyborów mocno spersonalizowanych. Ostatnie debaty, które miały bardzo dobrą widownię, pokazały też, że widzowie chcą takie programy oglądać, niezależnie od tego, jak je oceniają.
Zobacz: Tomasz Walczak: Debata Kopacz-Szydło jak mecz o mistrzostwo II ligi
Polecamy: Kukiz zaproszony przez Lisa- pyta fanów co robić?
Najlepsze wideo: tv.se.pl