Tadeusz Płużański: Krzyż do kasacji!

2010-09-25 12:45

Idąc, napotykałem coraz więcej znajomych z widzenia, których nazwisk nie mogłem sobie odtworzyć, i dopiero po jakimś czasie pojąłem, że to nie znajomi, tylko po prostu ludzie o wyglądzie dawnej inteligencji, ci, którzy na co dzień giną w masie, których nie widać.

Więc jeszcze są, wylegli całymi rodzinami. (...) Sam fakt równoczesnego przybycia tysięcy ludzi bez wezwania już był mocno zastanawiający. Odzwyczajono ich od tego, że są żywym ogółem, uczyniono wiele, aby ich przekonać, że stanowią bierną masę, której ruchami się steruje. Przyszli tu (…) nie uświadamiając sobie, że swoim przybyciem przeprowadzili dowód własnego istnienia".

Kto tak opisał ludzi zbierających się od miesięcy przed Pałacem Prezydenckim? Tych, którzy się policzyli? To Kazimierz Brandys w "Miesiącach". Tyle tylko, że rzecz nie jest o obrońcach krzyża, przynajmniej nie tych dzisiejszych. To nie 2010 r., ale 1979 r., 1 czerwca, piątkowy wieczór. Ale niedaleko - bo na placu Zwycięstwa, czyli dziś Piłsudskiego.

Następnego dnia Jan Paweł II modlił się przed Grobem Nieznanego Żołnierza w pierwszym dniu pierwszej pielgrzymki do Polski (tak na marginesie - może ten grób, tak jak krzyż, też trzeba zlikwidować, bo tam przecież nikt nie zginął!). Potem była msza dla pół miliona ludzi (wierzących, niewierzących - po prostu patriotów, choć telewizja pokazywała tylko grupki księży, sióstr zakonnych i starszych ludzi, czyli dzisiejszych "moherów") i wołanie: "Niech zstąpi Duch Twój!".

Kilka godzin po papieskiej mszy krzyż zniknął. Trafił do Świętej Anny, a wkrótce do parafii Maksymiliana Kolbego na Służewcu. Wrócił w wolnej Polsce, najpierw w postaci ułożonych na ziemi zniczy, potem tablicy, a 6 czerwca 2009 r. już jako krzyż-krzyż. Symboliczny, w hołdzie zmarłemu Janowi Pawłowi II, bo przecież papież Polak odszedł do domu Ojca nie na placu Piłsudskiego w Warszawie, ale na placu Świętego Piotra w Watykanie. Symboliczny, czyli też do kasacji!

Kilka godzin po mszy w 1979 r. na placu Zwycięstwa nie został żaden ślad po papieżu. Zadbały o to ówczesne "służby porządkowe" - SB i milicja. Ślad został w sercu Polaków. Przychodzili na plac wbrew władzy, bo dla nich w tym miejscu stało się coś wyjątkowego. Trzy lata później, w kwietniu 1982 r., ułożyli pierwsze kwiaty w kształcie krzyża. Zbierali się, dyskutowali, modlili, palili znicze, śpiewali pieśni - nie tylko religijne, głównie patriotyczne ("Rotę" ze słowami, że "nie będzie Ruski pluł nam w twarz" i "Boże, coś Polskę": "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie"). Władze te kwiaty co noc sprzątały, ale rano odrastały. Tak jak rozwijane dzień w dzień flagi Solidarności. Duch zstąpił.

"Ale takie kwiaty, jakie kwitną tu, Na warszawskim placu - to prawdziwy cud, Szpicle i armaty stoją przeciw nim, Pałki, automaty, tresowane psy". To Jan Pietrzak w pieśni "Nielegalne kwiaty" (1982 r.).

Towarzysz Kiszczak alarmował Biuro Polityczne: "wokół krzyża z kwiatów, kopca węgla, portretu Wałęsy, oprócz kilkuset dewotek mobilizowanych przez księży, gromadzą się różnej maści ekstremiści". A Urząd do Spraw Wyznań nawoływał do likwidacji krzyża (i innych w całej Polsce), ze względu na "naruszanie zasady rozdziału Kościoła od państwa".

W końcu władze ogrodziły teren betonowymi zasiekami - pod pozorem remontu, bo stan chodnika zagrażał bezpieczeństwu obywateli. Albo krzyż kłócił się z planem przestrzennego zagospodarowania. Wszystko jedno, każdy pretekst jest dobry. Jednak kwietny krzyż odradzał się w kilku miejscach na Krakowskim Przedmieściu - przed kościołem św. Anny, Sióstr Wizytek, a nawet pod kolumną Zygmunta (uwaga, król Waza też ma krzyż - chyba wszyscy wiemy już, co z nim zrobić!).

"Nielegalne kwiaty, zakazany krzyż, co dnia rozkwitają z betonowych płyt. Ludzie je składają, wierni sercom swym, co w nadziei trwają przeciw mocom złym".

W dzień odbywały się demonstracje, w nocy zawsze ktoś przy nim dyżurował. I niestraszna była milicyjna pałka, kolegium czy dołek w Pałacu Mostowskich.

"To najdroższe kwiaty, jakie widział świat. Można za nie płacić w celi parę lat, można stracić zęby za goździki trzy, liczyć krwawe pręgi, długo łykać łzy...". Przy krzyżu zaraz obok Pałacu Namiestnikowskiego (dziś Prezydenckiego) dyżurował też ks. Jan Twardowski (rektor Wizytek, poeta), który napisał: "Z krzyżem jest się na zawsze, by sprzeczać się co dzień, jeśli go nie utrzymasz, to sam cię podniesie".

Krzyże wyrastały w całym kraju. W Nowej Hucie, w Hucie Warszawa - tu obrońcą krzyża był ks. Jerzy Popiełuszko. 31 lipca 1981 r. na warszawskich Powązkach bracia Melakowie postawili Pomnik Katyński (w kształcie krzyża), usunięty już po kilku godzinach na wniosek ambasady radzieckiej (pomnik-krzyż został ponownie odsłonięty w 1995 r., ale… też należy go zlikwidować, bo do polskich oficerów strzelano 800 km stąd; Stefan Melak zginął 10 kwietnia w katastrofie w Smoleńsku nieopodal Katynia).

"Takich drogich kwiatów co dziń świeży stos niosą warszawiacy, kiedy mija noc. Ciemna noc dla tamtych, dla nas jasny dzień. Z nami słońce prawdy, z nimi zdrady cień".