Krzysztof Wyszkowski: Donald Tusk uważał Mazowieckiego za kolaboranta

2014-06-03 4:00

-"Super Express": 4 czerwca 1989 roku Joanna Szczepkowska ogłosiła w dzienniku telewizyjnym koniec komunizmu w Polsce. Czy po 25. latach zgadza się pan z tą tezą?

Krzysztof Wyszkowski: - Nie zgadzam się. 4 czerwca społeczeństwo jednoznacznie odrzuciło komunizm, ale w tej samej chwili ludzie, którzy uzurpowali sobie prawo reprezentowania Solidarności - tzw. drużyna Wałęsy - zgodzili się na przywrócenie komunistom mandatów sejmowych, by zagwarantować wybór Jaruzelskiego na prezydenta.

-W czasach wyborów czerwcowych każdy kandydat opozycji musiał uzyskać błogosławieństwo Lecha Wałęsy. Był to akt uwiarygodnienia działaczy w oczach opinii publicznej czy początek tzw. "rządów kolesi"?

-I jedno, i drugie. Wałęsa, jako przewodniczący nielegalnej od 13 grudnia 1981 roku Komisji Krajowej, miał mandat do reprezentowania Solidarności. Więc w sensie symbolicznym można się było na niego powoływać. Ale widziałem tajne dokumenty SB, na których przy większości ze 135 nazwisk były adnotacje, że prowadzony jest z nimi "dialog operacyjny" lub też służby widzą możliwość dialogu. To byli ludzie, którzy albo nie mieli żadnego mandatu poza wolą Kiszczaka, albo godzili się na tajne porozumienia z policją polityczną, czyli nie pozostawali wierni demokratycznemu mandatowi Solidarności.

-Prezydent Bronisław Komorowski proponuje uczynić z tej daty jedno z najważniejszych świąt państwowych. Tymczasem odbiór tamtych wydarzeń budzi do dziś kontrowersje. Co pan myśli o tej propozycji? Czy wynoszenie wyborów czerwcowych na piedestał przez rządzących w III RP jest dobrym pomysłem?

-4 czerwca może być pojmowany jako odrzucenie systemu wolą narodu polskiego, zakończenie epoki okupacji rozpoczętej wjazdem sowieckich czołgów. Ta wola powinna być uczczona. Ale jednocześnie Bronisław Komorowski, jak i premier Donald Tusk, są reprezentantami obozu, który zanegował wyniki tamtych wyborów. Odrzucenie komunizmu przez społeczeństwo oznaczało odrzucenie umówionej wcześniej prezydentury Wojciecha Jaruzelskiego, zamiany I sekretarza KC PZPR na I prezydenta III RP. Zgodziłbym się np. na likwidację święta państwowego 1 maja i uczynienie nim 4 czerwca, ale pod warunkiem, że byłoby to również święto, w trakcie którego potępia się tych wszystkich łajdaków, którzy oszukali Polaków i ich wolę wyrażoną 4 czerwca. Doprowadzili oni do wyboru Jaruzelskiego na prezydenta, przetrwania komunistów w polskim życiu publicznym, rozkradzenia majątku narodowego i zarażenia III RP duchem i praktyką targowicy. To były konsekwencje zdrady dokonanej przez Komisję Porozumiewawczą, która zgodziła się, żeby zmienić ordynację wyborczą w trakcie wyborów i oddać komunistom mandaty. Ta zdrada - dokonana formalnie 8 czerwca - musi być ujawniona i zapamiętana. Zdrada woli wyborców z 4 czerwca 1989 roku została powtórzona 4 czerwca 1992 roku puczem "nocnej zmiany" i do dzisiaj trwa, jako panowanie układu postkomunistycznego w III RP jako PRL-bis.

Przeczytaj też: Tadeusz Mazowiecki - pierwszy premier wolnej Polski

-Z czego wynika ta wolta prezydenta Komorowskiego, który będąc dawniej przeciwnikiem wyborów z 4 czerwca, teraz tak silnie stara się je fetować?

-Komorowski z czasem doszlusował do okrągłostołowego obozu. Dzisiaj jest okrągłostołowym funkcjonariuszem. Takim samym jak Donald Tusk, który w 1989 roku uważał Mazowieckiego za kolaboranta, a 4 czerwca 1992 roku obalał rząd Jana Olszewskiego w obronie agentury SB i WSW.

-Nawet jeśli tamte wybory nie były demokratyczne, to jednak była to pierwsza jaskółka wolności. Czy nie sądzi pan, że ten kompromis z władzą musiał mieć miejsce, będąc zwyczajnie pierwszym wyłomem w murze reżimu?

-W tym czasie odbywały się wybory nawet w Związku Sowieckim. Na Węgrzech przygotowano całkowicie wolne i demokratyczne wybory do parlamentu. Imperium sowieckie waliło się na naszych oczach, od 1987 r. wiedziano o sowieckich planach wobec Niemiec, następowała zmiana całego porządku jałtańskiego. Wszystko było jasne. Będąc razem z Bogdanem Borusewiczem w Stoczni Gdańskiej w czasie strajku oglądaliśmy transmisję z posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR. Dla ludzi takich jak my, czynnie obserwujących stan w jakim znajduje sie władza komunistyczna, jasne było, że władza komunistów upada. Że zaczęli rozglądać się za miejscem w pociągu do Moskwy, zastanawiali się czy uda im się uciec, czy też spełni się pieśń ulicy: "A na drzewach zamiast liści, będą wisieć komuniści". To był popłoch, przerażenie. Kiedy już wydawało się, że nie mają żadnych szans, udało im się znaleźć partnerów, w osobach takich ludzi jak Geremek, Mazowiecki, Kuroń czy Michnik, którzy wiedzieli, że bez komunistów oni również nie utrzymają sie w polskim życiu politycznym. Większość z tych ludzi to byli stalinowcy, ich przeszłość była pełna spraw do dzisiaj mało ujawnianych w mediach, była to przeszłość odrażająca. Cały ten obóz polityczny zostałby odrzucony razem z komunistami, tak jak ci, którzy zostali ekspulsowani z polskiego życia politycznego, bo ich teczki tajnych współpracowników SB zachowały się w IPN.

-Co 4. czerwca i wydarzenia następujące bezpośrednio po nim dały ogółowi Polaków w ich życiu codziennym?

-Dały dobre rzeczy - ulgę w atmosferze psychologicznej, pełne półki w sklepach. Ale jednocześnie były otwarciem drzwi do "uwłaszczania się" na własności społecznej. Nie tylko przez nomenklaturę komunistyczną, ale też przez część tych ludzi tzw. opozycji, którzy do tej nomenklatury doszlusowali. 4 czerwca społeczeństwo otrzymało nieco wolności i nieco luzu w życiu codziennym i jednocześnie wszyscy zostaliśmy biedakami, ponieważ majątek narodowy został nam ukradziony.

-Wojciech Jaruzelski nie żyje, zostanie pochowany na Powązkach, na tym samym cmentarzu, na którym spoczywa wielu polskich bohaterów - np. zamordowanych w czasach stalinizmu Żołnierzy Wyklętych. Czy pochówek dyktatora w tym miejscu to dobry pomysł?

-To jest skandal. Już rok temu pisałem w tej sprawie do prezydenta Komorowskiego o opamiętanie się. Pisałem również do Ministra Obrony Narodowej w sprawie spodziewanej śmierci - był to przecież już wiekowy człowiek - i sposobu, w jaki instytucje państwowe mają tę śmierć potraktować. Wówczas stwierdzono, że nie ma żadnych przygotowań. Odebrałem to jako sygnał, że państwo nie ośmieli się czcić Wojciecha Jaruzelskiego jako rzekomego generała. To nie był polski general, to był przecież sowiecki generał w polskim mundurze. Komorowski daje dowód, że jego związki z WSI są bardziej determinujące niż jego związki z polskością. Jaruzelski i Kiszczak zgromadzili prywatne archiwum które miało być dźwignią ich władzy w Polsce postkomunistycznej. To archiwum obecnie działa. Można nawet założyć że siła zgromadzonej tam wiedzy jest taka, że gdyby Kiszczak sie uparł to przeforsował by nawet pochowek Jaruzelskiego na Wawelu.

Wiadomości Se.pl na Facebooku