"Super Express": - Jak rozumieć bojkot poniedziałkowego programu Tomasza Lisa, który zaprosił liderów największych partii na debatę, a zjawił się tylko premier Tusk?
Krzysztof Skowroński: - Na Zachodzie pewnie byłaby to dziwna sytuacja, ale w Polsce nie jest niczym zaskakującym. Dziennikarze w naszym kraju stali się stroną sporu politycznego i brakuje takich, którzy potrafiliby wznieść się ponad ten spór. W tym zbiorze na pewno Tomasz Lis świetnie się odnajduje. W związku z tym większość zaproszonych liderów wiedziała, że miałaby grać nie na swoim boisku. Przecież zdają sobie oni sprawę, że to program opiniotwórczy, a przez jego tendencyjną formułę można więcej stracić niż zyskać.
- Premier nie bał się, że też może stracić?
- Miałem wrażenie, że Donald Tusk przyszedł jak do siebie. Nie był to dla niego wymagający program. Trudne pytania nie padły, pewne problematyczne dla rządu kwestie nie zostały podniesione. Premier nie miał się więc czym przejmować.
- Nieobecność liderów pozostałych partii traktuje pan jako bojkot Tomasza Lisa?
- Myślę, że było to po prostu racjonalne zachowanie. Zapewne każdy z nich osobno przyjąłby zaproszenie, natomiast nie w kampanii i nie w momencie, kiedy istnieje zasadniczy problem, jak mają wyglądać wyborcze debaty. Najwidoczniej nie uznali Tomasza Lisa za odpowiedniego arbitra w takiej debacie.
- Unikanie debat nie szkodzi? Przecież nieobecni nie mają głosu.
- Czasami chyba lepiej być nieobecnym niż przegranym, bo nie mam wątpliwości, że partyjni liderzy nie mieliby szans na zaprezentowanie swoich poglądów. Poza tym byłoby to uwiarygadnianie audycji i samego Tomasza Lisa. Jeśli się nie stawiają w jego programie, to być może nie jest tak ważnym dziennikarzem, za jakiego się go uznaje.
- Nie jest odpowiednią osobą do prowadzenia debat wyborczych?
- Jeżeli nie udało mu się zebrać w swoim programie liderów najważniejszych partii, to najwidoczniej taką osobą nie jest. Przyznam jednak, że trudno byłoby mi wskazać dziennikarza, który nadawałby się do prowadzenia takiej debaty.
- W rozmowie z nami prof. Godzic stwierdził, że bojkot Tomasza Lisa to nie tylko potwarz dla niego, ale także dla całego środowiska dziennikarskiego. Zgodziłby się pan?
- To swego rodzaju wotum nieufności dla dziennikarzy. Kiedy mamy do czynienia z kryzysem czwartej władzy, wtedy pozostałe trzy zaczynają hulać bez opamiętania.
Krzysztof Skowroński
Publicysta. Twórca Radia Wnet