"Super Express": - Jest pan jednym z niewielu polskich naukowców, znających elektrownie atomowe, o których mówi dziś cały świat.
Dr inż. Krzysztof Rzymkowski: - Rzeczywiście spędziłem w Japonii z przerwami 16 lat, dokonując inspekcji tych elektrowni, zwłaszcza w tej okolicy.
- Zestawiając pańską wiedzę i informacje z mediów - jak duże jest zagrożenie katastrofą?
- Ruchy tektoniczne Ziemi zagrażają szczególnie wybrzeżu i okolicom połączenia Honsiu z Hokaido. Na północ od Tokio wszystkie elektrownie to reaktory z "wrząca wodą". Na narażonym wschodnim wybrzeżu jest kilkanaście reaktorów, duże ośrodki badawcze, centralny magazyn wypalonego paliwa i bardzo wrażliwe zakłady przerobu paliwa nuklearnego oraz jego produkcji. Konstrukcja wszystkich tych elektrowni już podczas budowy zakładała możliwość wstrząsów sejsmicznych, nawet takich jak w tym przypadku. Zazwyczaj są to dwa budynki wewnątrz trzeciego i do tego jeszcze jeden, stalowy. To jest świetnie zabezpieczone. I nie ma ryzyka wybuchu, jeżeli ktoś o tym mówi, to delikatnie mówiąc bardzo na wyrost.
- Trwa jednak ewakuacja w promieniu 20 km dookoła elektrowni.
- Trwa, gdyż w Japonii względy bezpieczeństwa są bardzo rygorystyczne. I także tę ewakuację oceniłbym jako dmuchanie na zimne. Tam cokolwiek się zatrzęsie, wszystko jest gwałtownie wyłączane. Nawet pociągi w przypadku silniejszych podmuchów wiatru ze względów bezpieczeństwa stają. Przeżyłem wstrząsy sejsmiczne w tych elektrowniach i byli na to przygotowani.
- Przy okazji takich awarii wszystkim staje w Polsce przed oczami Czarnobyl...
- To inna sytuacja. W Czarnobylu moderatorem reakcji był grafit. Nie wyparował, cały czas podtrzymywał reakcję i doszło do stopienia. Fizyka tych japońskich reaktorów zakłada, że brak wody powoduje przerwanie reakcji łańcuchowej. Reaktory z wrzącą wodą działają tak, że parująca woda jest schładzana i wraca, będąc moderatorem reakcji. Stopienie reaktorów jest tu więc fizycznie wysoce nieprawdopodobne. Nie ma co utrzymać reakcji. W Japonii władze prowadzą też politykę pełnej informacji, niczego nie ukrywają.
- Rzecznik japońskiego rządu stwierdził, że w elektrowni Fukushima doszło do częściowego stopienia rdzenia.
- Ta informacja nieco mnie niepokoi, gdyż fizycznie jest trudna do zrozumienia. Być może doszło do jakiegoś przegrzania, zanim wypuszczono nadmiar pary, coś się zacięło z chłodzeniem.
- Laik może sobie w takiej sytuacji przypomnieć film "Chiński Syndrom" z Michaelem Douglasem...
- No tak, tam była teoria stopionego rdzenia, który roztopi betonowe fundamenty reaktora, zagłębi się we wnętrzu Ziemi i przejdzie przez nią całą, wychodząc z drugiej strony planety...
- Brzmi sensacyjnie. Możliwe, niemożliwe?
- Stopienie rdzenia teoretycznie tak, ale reaktory nowego typu mają pod spodem swojego rodzaju "muszlę". I jeżeli wszystko zawiedzie, to rdzeń spływa w postaci rozlanej masy właśnie do niej. To wysoce nieprawdopodobne, ale zagrożenia tym syndromem nie ma na pewno.
- Polska przymierza się do budowy elektrowni atomowych. Polacy byli temu raczej przychylni. Wydarzenia w Japonii ich nie wystraszą?
- Zależy od tego, jak media przekazują informacje. Rzetelne informacje nie spowodują histerycznych reakcji. W Polsce większym problemem jest przystosowanie do węgla, technika nuklearna jest dla nas nowa, nieugruntowana. Nowe elektrownie jądrowe powstają w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, choć mieli swoje lata obaw.
Dr inż. Krzysztof Rzymkowski
Ekspert ds. bezpieczeństwa elektrowni jądrowych MAEA