"Super Express": - Będzie wojna w związku z cieśniną Ormuz czy nie będzie?
Krzysztof Mroziewicz: - W związku z cieśniną będzie raczej pewien rekonesans. Napinanie mięśni przez flotę Iranu wiąże się z tym, że Amerykanie nie wycofują swoich wojsk z Iraku do USA. Wycofują je do Bahrajnu i Kuwejtu. Iran chce więc pokazać swoje muskuły. Udowodnić, że jakby co, będzie w stanie zetrzeć się z przeciwnikiem. Istotne jest też to, że ze strony Iranu robi to marynarka.
- To jakaś różnica?
- Olbrzymia. W ministerstwie obrony i w sztabie generalnym w Teheranie wszystkie najważniejsze funkcje pełnią marynarze. Powód jest prosty. Ajatollahowie, prezydent i ministrowie wiedzą, że okrętem nie da się wjechać na dziedziniec pałacu prezydenckiego i dokonać skutecznego zamachu stanu.
- Taki przewrót ze strony innej formacji w armii byłby możliwy?
- Też nie bardzo. Tam każdy rodzaj sił zbrojnych składa się z dwóch części. Np. lotnictwo ma część wojskową, szkoloną do zabijania. I część religijną, która pilnuje, by część wojskowa nie zyskała zbyt dużego znaczenia. Podobnie jest w siłach lądowych i marynarce.
- Kiedy myślę o zagrożeniu wojną, także nuklearną, zastanawiam się nad proporcjami wśród elit rządzących w Iranie. Jaką część stanowią pragmatycy, których interesuje utrzymanie dyktatury dla kariery? Jaką zaś religijni radykałowie, dla których taka nuklearna wojna nie ma znaczenia - oni i tak nie myślą o życiu doczesnym?
- To jest problem. W elitach władzy dominuje tam zdecydowanie ten drugi sposób myślenia. Z punktu widzenia Zachodu irracjonalny. Ale tak myśli prezydent. Tak myśli też konstytucyjnie najważniejsza figura w polityce - ajatollah Chamenei. To człowiek niewykształcony, prymitywny. Prezydent Achmedinedżad, czyli jego rzecznik, już jako burmistrz Teheranu zapowiadał, że Irańczycy muszą robić wszystko, żeby się przygotować na przyjście Mahdiego. Ukrytego imama, który gdzieś jest, ale nie wiadomo gdzie.
- Czyli przygotować się na koniec świata?
- Niestety, tak. Mahdi według wierzeń szyitów przyjdzie tylko wtedy, gdy będzie koniec świata. Wiernym bardzo zależy na przyjściu Mahdiego. W związku z tym trzeba ten koniec świata przyspieszyć. W Teheranie wybudowano już nawet na jego przyjście taką specjalną aleję...
- Jaki może być wyraz takiego przyspieszenia końca świata?
- Na przykład za pomocą rakiet, które zostaną wystrzelone na Izrael. Przynajmniej jedna mogłaby przedostać się przez zaporę i zniszczyć Jerozolimę bądź Tel Awiw. Izrael w odwecie odpali kilkadziesiąt z tych swoich 350 głowic. Iran nie ma obrony antyrakietowej, więc na pewno dolecą do celu. I jak się spali na popiół cały Iran, to Kurdowie będą wreszcie mieli gdzie zrobić swoje państwo. Ten cokolwiek makabryczny scenariusz jest jak najbardziej możliwy.
- Z tego wynika, że program atomowy Iranu jest już nie do zatrzymania.
- Nie do zatrzymania. Można go opóźniać, niszcząc reaktory. Świat potępi taki atak, a Rosjanie sprzedadzą Iranowi kolejne reaktory, zarabiając na tym morze pieniędzy.
- Prewencyjne bombardowanie reaktorów przez Izrael, z cichym wsparciem USA?
- Bez tego wsparcia nie będzie możliwe. Dodatkowo może to umocnić rolę Turcji, która chce tam zająć miejsce mentora, jakim był Egipt. Nie bardzo się to Turkom udaje, gdyż kraje arabskie boją się odnowienia Imperium Osmańskiego. Ale premier Erdogan jest dyplomatycznym awanturnikiem, który nie przeoczyłby takiej okazji, jak atak Izraela na Iran.
- Polityka sankcji jest skazana na porażkę? Tylko opóźni prace nad własną bronią nuklearną?
- Może nie na porażkę. To utrudni Irańczykom życie, ale nie spowoduje buntu narodu przeciwko władzy. Persowie są mniejszością we własnym kraju. Trochę jak sunnici w Iraku za Saddama. Obalenie tyrana nie oznacza tam też demokracji. Taki bunt Irańczyków nie tyle zmieniłby kierunek polityki, ile spowodował większy sprzeciw wobec USA, Wielkiego Szatana.
- Zachód miał nadzieje na pewną liberalizację w Iranie, kiedy przed dwoma laty miał tam miejsce bunt młodych.
- Zanosiło się na to, że opozycja zyska na znaczeniu. Ale ta opozycja jest nieliczna i słaba. Irańczyków na prowincji polityka zaś nie interesuje. Oni robią po prostu to, co każe im mułła - i kropka.
Krzysztof Mroziewicz
Publicysta tygodnika "Polityka"