"Super Express": - Senat potwierdził pańską nominację na szefa NIK. Jest już pan apolityczny czy jeszcze polityczny?
Krzysztof Kwiatkowski: - Apolityczny ma być NIK, wykonując swoje obowiązki bezstronnie i rzetelnie. Ja jestem bezpartyjny, bo legitymację partyjną, oczywiście, złożyłem.
- A kiedy pan ją złożył?
- Zrobiłem to wcześniej, w czasie procedury wyboru.
- Kiedy dokładnie?
- Kilka dni temu przed głosowaniem w Senacie.
- I nie jest pan w żaden sposób uzależniony od PO?
- Koleżanki i koledzy z Platformy muszą przyjąć do wiadomości, że okres, kiedy byłem ich kolegą klubowym, już minął. Teraz nadszedł okres sprawowania przeze mnie funkcji szefa NIK i nikt nie może mieć wątpliwości, że zarówno cała instytucja, jak i prezes działają rzetelnie i wiarygodnie. Cieszę się z jednego - że przedstawiciele opozycji podobnymi sformułowaniami posługiwali się, kiedy byłem ministrem sprawiedliwości.
- Jak się dokonuje psychologiczny proces przejścia od świadomości członka PO, podległego Donaldowi Tuskowi, do świadomości niezależnego szefa NIK?
- O to trzeba by zapytać dotychczasowych prezesów NIK. Z pięciu wybranych po 1989 roku czterech było wcześniej posłami.
- Ale to nie jest zarzut...
- Po prostu trudno mi odpowiedzieć, bo jeszcze nie rozpocząłem pracy w NIK.
- Jednak proces metamorfozy, jak sądzę, już się w panu rozpoczął. Jak to się odbywa?
- Każdy, kto zostaje prezesem NIK, ma świadomość znaczenia tej instytucji i jak ważne jest to, aby nikt nie miał wątpliwości, że pracuje ona w sposób bezstronny. Dlatego ustawa wprowadza pewne formalne narzędzie w postaci złożenia mandatu poselskiego. Dodatkowo kontrole przeprowadzają mianowani, nieusuwalni kontrolerzy, na których nikt nie może wywrzeć wpływu. A co najważniejsze, roczny plan pracy NIK ustala nie prezes, ale kolegium NIK - dziewiętnastoosobowe ciało, w którym prezes ma jeden głos.
- Proszę mi wybaczyć moją śmiałość, ale wydaje mi się, że premier Tusk w pewnym momencie testował pana lojalność. Był pan bardzo dobrym ministrem sprawiedliwości, ale z niewiadomych powodów nagle przestał nim pan być, a na pana miejsce przyszedł Jarosław Gowin. Wtedy na wiele miesięcy poszedł pan w polityczną odstawkę i w tym czasie Tusk patrzył, czy pan będzie lojalny, czy będzie pan go krytykował czy nie. Ponieważ się pan od tej krytyki powstrzymał, dostał pan stanowisko szefa NIK. Czy teraz Tusk myśli sobie: "Krzysiu jest lojalny i nie zrobi nam krzywdy"?
- Jestem przekonany, że wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że staram się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki i mam odpowiedni poziom asertywności, który jest do tego potrzebny. Nigdy nie zapomnę roku 2009, odwołania ministra Ćwiąkalskiego i mojej rozmowy z premierem Tuskiem, czy nie objąłbym funkcji szefa resortu sprawiedliwości. Odmówiłem, mówiąc, że nie czuję się na to gotowy, ale chętnie nauczę się tego ministerstwa będąc wiceministrem. Dopiero po odejściu ministra Czumy się zgodziłem. Czemu o tym mówię? Ponieważ tam, gdzie uważam, że zamiast słowa "tak", powinno paść słowo "nie", potrafię z tego słowa skorzystać. Kiedy dziś pada pytanie, jak będzie wyglądać praca NIK, to mówię, że zrobię wszystko, aby była to niezależna i rzetelna instytucja.
- Donald Tusk dzwonił do pana po głosowaniu w Senacie?
- Nie miałem w ostatnim czasie rozmowy z premierem, ale mam nadzieję, że będę miał okazję do rozmowy ze wszystkimi, których NIK kontroluje.
- Teraz będzie pan z premierem rozmawiał jak równy z równym.
- Chcę zmienić pewną filozofię funkcjonowania NIK. To, oczywiście, instytucja, której najważniejszym celem jest kontrolowanie wydatków pieniędzy publicznych. Ta kontrola musi odbywać się w duchu dialogu. Kontroler musi jasno mówić, w oparciu o jakie kryteria ocena będzie dokonywana. Po zakończeniu kontroli musi razem z podmiotem kontrolowanym wyciągać wnioski, także te systemowe, aby sprawić, by błędy nie zdarzały się w przyszłości. Oczywiście, tam, gdzie dochodzi do nieprawidłowości, które zasługują na ocenę w wymiarze prawnokarnym, nie może się wahać, żeby skorzystać z tych najdalej idących narzędzi. Ze złożeniem doniesienia do prokuratury włącznie. Ale te statystyki nie mogą wyglądać tak jak teraz.
- Czyli jak?
- W zeszłym roku NIK złożył 85 wniosków do prokuratury. Mniej niż połowa zakończyła się wszczęciem śledztwa. Znikomy procent zaś złożeniem aktu oskarżenia.
- Złośliwi mówią, że musi się pan spotkać z premierem, żeby dostać listę spraw, które powinny znaleźć się pod dywanem.
- Wszyscy wiedzą, że plan kontroli zatwierdza, jak już wspomniałem, kolegium NIK, a ich tematy proponują poszczególne departamenty. A jeżeli ktoś nie zna ustawy i tego, w jaki sposób działania NIK są podejmowane, chętnie mu je przedstawię.
- To prawda, że parę osób z PiS głosowało na pana?
- Cieszę się, że moja kandydatura uzyskała poparcie wszystkich stron sceny politycznej. Ważne było dla mnie to, że uzyskałem głosy posłów z Solidarnej Polski.
- A przyjaciół w PiS pan ma? Proszę o nazwiska. Ale uwaga, bo to może być pocałunek śmierci.
- Mam przyjaciół i znajomych we wszystkich ugrupowaniach politycznych. Zdaję sobie też sprawę z tego, jak wygląda ta brzydsza część polskiej polityki. Zbyt dużo ciepłych słów ze strony osób, które jeszcze niedawno były przedstawicielami konkretnych obozów politycznych, może tym, o których myślę, zaszkodzić.
- To jeszcze sprawa uniewinnienia "Słowika". Spadły gromy na pana, m.in. ze strony Włodzimierza Czarzastego, który mówił, żeby nie wypowiadał się pan w tej sprawie, bo to pan miał podjąć skandaliczną decyzję o tym, że śledztwo przeniesiono z jednej do drugiej prokuratury, ale pierwszej śledztwa nie odebrano. To przez pana cała ta awantura?
- Zawsze warto uzupełnić wiedzę tych, którzy nie mają elementarnej wiedzy w obszarze, w którym się wypowiadają. To nie prokurator generalny przenosi śledztwo.
- Nie jest dziwne, że dwie prokuratury zajmowały się tą sprawą?
- Pamiętajmy, że w grudniu 2009 roku, na kilka miesięcy przed rozdziałem funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, Prokuratura Krajowa, którą nadzorowałem, przeniosła wątek z "Patykiem", ponieważ prokuratorzy z Warszawy uznali, że nie mają pomysłu, jak odpowiedzieć na pytanie "kto zabił?". Nikt wtedy nie wiedział, że nie będzie koordynacji między prokuraturą warszawską i łódzką, które nie są w stanie ustalić wspólnego stanowiska. W przeciwieństwie do wielu polityków, którzy najpierw mówią, potem myślą, nie wskazuję palcem. Dla mnie najważniejsze jest, jak to zmienić.
- I jak?
- Dobrze, że do Sejmu trafi wkrótce nowelizacja ustawy o prokuraturze, która wprowadzi mechanizmy poprawiające prace tej instytucji.
- Zmieni pan wnioski NIK w sprawie kontroli w Ministerstwie Sportu i Stadionu Narodowego?
- Ale czemu? Kontrola jest zakończona, a kontroler przedstawił krytyczną ocenę w zakresie wydatkowania środków związanych z organizacją koncertu Madonny.
- Więc litości dla Joanny Muchy nie będzie?
- Dzisiaj ocenę w zakresie naruszenia dyscypliny finansów publicznych w oparciu o wnioski kontrolera NIK przeprowadza rzecznik dyscypliny finansowej.
- Jak się zmieni NIK pod pana przewodnictwem?
- Ma być miejscem, które, po pierwsze, będzie zaangażowane w sposób szczególny tam, gdzie mogą być utracone duże pieniądze publiczne, aby do tego nie dopuścić. Jak mówił Fiodor Dostojewski: "Błędy to droga do prawdy". Mam nadzieję, że NIK będzie tą instytucją, która tę drogę skróci. Po drugie, bardzo mnie niepokoi, że w ostatnich latach NIK skierował do Sejmu 114 wniosków o konieczności zmian przepisów prawa. Ile tych zmian zostało zrealizowanych? Otóż jedna czwarta! To sytuacja, która wymaga radykalnej i natychmiastowej poprawy.
- Ze swojej strony mogę obiecać, że "Super Express" będzie się pańskiej działalności przyglądał z bezwzględną życzliwością.
- Bez tej bezwzględnej życzliwości, która dyscyplinuje i dopinguje funkcjonariuszy publicznych do rzetelnego działania, obawiam się, że ta rzeczywistość byłaby dużo smutniejsza. Więc za to mogę tylko podziękować.
Krzysztof Kwiatkowski
Nowy prezes Najwyższej Izby Kontroli