Krzysztof Kwiatkowski, były minister sprawiedliwości: Nic nie jest dane raz na zawsze

2011-11-21 12:45

Przez dwa lata jako jeden z czterech krajów w Europie uruchomiliśmy sąd w Internecie (e-sąd). Z uruchomionego za mojej kadencji dostępu do ksiąg wieczystych przez sieć skorzystało 25 mln Polaków. Sprawnie rozdzieliliśmy funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Uruchomiliśmy projekt nagrywania na salach rozpraw sądowych. Do tego reforma więziennictwa, którą rozpocząłem, a dzięki której pierwszy raz od lat 90. nie mamy przeludnienia w celach. Daje mi to satysfakcję.

"Super Express": - Jak przestaje się być ministrem w rządzie Donalda Tuska? Dowiedział się pan z tv? Premier wezwał i demonstracyjnie zwracał się do pana "panie pośle"?

Krzysztof Kwiatkowski: - Dowiedziałem się od premiera. Poinformował mnie o swoich planach i koncepcji nowego rządu. Przyjąłem to ze zrozumieniem. Poznałem skład gabinetu kilka dni przed ogłoszeniem go publicznie. I dla mnie najważniejsza była i jest pozytywna ocena premiera, którą wyraził na temat mojej pracy w rządzie.

- Podobno po wyborach premier Tusk powiedział Grzegorzowi Schetynie: "Nie będziesz już marszałkiem. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy w ogóle kimś będziesz". Panu powiedział, kim pan będzie?

- Dzięki zaufaniu łodzian będę przede wszystkim posłem. W Sejmie skupię się na pracy w komisji kodyfikacyjnej, a także komisji sprawiedliwości.

- Czuje pan, że był złym ministrem sprawiedliwości?

- Ocena premiera świadczy o czymś innym. Przez dwa lata jako jeden z czterech krajów w Europie uruchomiliśmy sąd w Internecie (e-sąd). Z uruchomionego za mojej kadencji dostępu do ksiąg wieczystych przez sieć skorzystało 25 mln Polaków. Sprawnie rozdzieliliśmy funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Uruchomiliśmy projekt nagrywania na salach rozpraw sądowych. Do tego reforma więziennictwa, którą rozpocząłem, a dzięki której pierwszy raz od lat 90. nie mamy przeludnienia w celach. Daje mi to satysfakcję. I muszę tu też podziękować dziennikarzom. Przez dwa lata także dzięki nim udawało się wytłumaczyć społeczeństwu wiele trudnych problemów.

- Wszystko to piękne. Dlaczego w takim razie Donald Tusk nie chce pana w rządzie?

- Skład rządu proponuje premier. W polityce nie wolno się przywiązywać do żadnej funkcji. Nic nie jest dane raz na zawsze. W każdym rządzie był to gorący stołek. Przypomnę, że po 1989 r. byłem 18. ministrem sprawiedliwości. Wyróżniam się tym, że byłem jednym z najdłużej sprawujących swój urząd.

- Wiadomo, że skład proponuje premier. I nie było tak, że spotkał pan posła Gowina, rzucając: "Może Jarek teraz ty to weźmiesz". Nadal trudno jednak zrozumieć, skąd ta zmiana. Czym pan mu podpadł? Był pan dobrze oceniany jako minister.

- Dla mnie istotna jest ocena mojej pracy dokonana przez premiera Tuska. Słowa premiera, który powiedział, że jestem jednym z 2-3 przyszłych liderów PO to dodatkowa mobilizacja do pracy. Teraz skupię się na tworzeniu dobrego prawa w Sejmie. Czeka nas duża zmiana przepisów procedury karnej, która ją usprawni i skróci czas rozpraw sądowych, na czym zależy obywatelom.

- Wśród 2-3 przyszłych liderów PO premier wymienił inne nazwiska oprócz pańskiego? Ewę Kopacz?

- Rozmawialiśmy o przyszłości. Wydarzeniach, które mogą się dziać w Europie i na świecie oraz przełożeniu tej sytuacji na to, co może się wydarzyć na krajowej scenie politycznej. Także o osobach, które mogłyby wziąć na siebie odpowiedzialność w takiej sytuacji.

- A te osoby to np. Ewa Kopacz i - bo ja wiem - Grzegorz Schetyna?

- Odpowiedzialność i kreowanie planów na przyszłość to wyzwanie dla premiera Donalda Tuska. I to on może, a nawet powinien te plany przedstawiać i w stosownym momencie przedstawi.

- Premier namaścił pana na jednego z przyszłych liderów PO. Napomknął, że mógłby pan zostać premierem za cztery lata?

- Gdy mówimy o kimś "przyszłościowy lider", to ta perspektywa nie musi się zamykać w tak krótkim horyzoncie. Oczywiście będę robił wszystko, by w długiej perspektywie PO stała się jak najsilniejszą partią. Jej program najlepiej odpowiada potrzebom Polaków.

- Zostając premierem, też można robić wszystko w tym celu...

- Panie redaktorze, mamy dobrego premiera, któremu kolejny raz zaufała większość Polaków. Jako poseł skupiać się będę na tworzeniu prawa i wspieraniu swojego ugrupowania.

- Nie obawia się pan, że po tych pochwałach ze strony premiera konkurenci wewnątrz Platformy będą chcieli ściągnąć pana za nogi w dół? Żeby za bardzo pan nie wyrósł?

- (śmiech) Jestem przekonany, że wszyscy moi koledzy i koleżanki trzymają kciuki za to, żebym odnalazł się w Sejmie tak dobrze, jak w ministerstwie.

- Wszyscy? Układanie rządu i rozdzielanie funkcji w Sejmie to także odpowiadanie na układ sił wewnątrz partii. Nie było tak, że skoro odchodzi minister Grabarczyk, pański rywal z Łodzi, to należało w imię równowagi poświęcić też pana?

- Platforma jako partia szeroko rozumianego środka ma polityków o różnych poglądach. W trudnych momentach potrafimy znaleźć punkty, które nas łączą. Jestem też przekonany, że decyzje dotyczące składu rządu były podejmowane nie w oparciu o poszukiwanie partyjnej równowagi, ale jak najlepszego składu do nowych wyzwań. Przesunięcie kogoś do parlamentu nie musi przecież oznaczać, że ktoś jest zły bądź że się nie sprawdził.

- Tak, ale to brzmi jak w komedii Barei: "Jest pan za dobry i dlatego jest pan zły" do roli ministra...

- Nie brzmi tak, gdyż premier jest nie tylko szefem rządu, ale także szefem ugrupowania, które ma wpływ na sprawy państwa. I musi dbać o to, aby zaplecze rządu w Sejmie funkcjonowało tak, żeby ten rząd wspierać. Stoją przed nami także wyzwania, które w wyniku wydarzeń we Włoszech czy Grecji mogą się pojawić także w Polsce.

- Co można sobie pomyśleć o premierze Tusku, skoro nie chce w rządzie ministra, który był chwalony, sprawdzał się i sporo zrobił?

- To, że ma swoją koncepcję pracy rządu i PO w parlamencie. Mam poczucie, że zostawiam resort w dobrej sytuacji. Szczególnie że wiele przygotowanych przez nas zmian wejdzie w życie dopiero w przyszłym roku: oceny okresowe pracy sędziów, rejestrowanie spółek z o.o. w ciągu 24 godzin przez Internet. Elektroniczny dozór skazanych obejmie w styczniu cały kraj. Rozmawiałem już z ministrem Jarosławem Gowinem i myślę, że dla każdego nowego ministra sytuacja, w której nie zastaje pustych szuflad oraz w której trwa realizacja dobrych projektów, jest dość komfortowa.

- Domyśla się pan, co może zrobić dla premiera minister Gowin, a czego nie mógł zrobić pan?

- Trudno powiedzieć, co może zrobić, gdyż swoje plany będzie dopiero przedstawiał. Głównym celem dla każdego polityka PO w tej roli będzie doprowadzenie do tego, aby wymiar sprawiedliwości działał sprawniej, a tym samym był bardziej przyjazny obywatelom.

- Premier Tusk, uzasadniając powołanie posła Gowina na ministra, stwierdził, że ma on "pozytywną szajbę". Panu jej brakowało?

- Mam nadzieję, że miałem odpowiednią dozę entuzjazmu, pozytywnej energii i chęci zmian. Najlepszym dowodem na to jest to, co udało się przez te dwa lata zrobić.

- Wiele osób, w tym byli ministrowie sprawiedliwości, podkreśla, że Jarosław Gowin może mieć problem ze względu na to, że nie jest prawnikiem. A raczej przedstawicielem światka prawniczego.

- Bez przesady. Powstrzymywałbym się przed ocenianiem dowolnego ministra, zanim zaczął wykonywać swoje obowiązki. To nieuczciwie. Dokonajmy tej oceny dopiero po pewnym czasie, zgodnie z maksymą "po owocach ich poznacie". Z pozycji parlamentarzysty nowego ministra sprawiedliwości na pewno będę wspierał. W Europie jest kilku ministrów sprawiedliwości, którzy nie są prawnikami. Choćby Szwedka minister Beatrice Ask - jest ekonomistką.

- Jako taki przyszły lider Platformy będzie musiał zmierzyć się pan z walką frakcyjną w PO. Do tej pory zajmował się pan konkretami w ministerstwie...

- W oczywisty sposób planuję dużo większą aktywność w polityce. A tej towarzyszą emocje i różnica poglądów. I te emocje, i różne spojrzenie na pewne realia wielu ocenia jako frakcje.

- Będzie pan miał więcej czasu w Sejmie niż w rządzie. Zbuduje pan swoje środowisko polityczne?

- Platforma ma już lidera i jest nim Donald Tusk. I cała PO jest takim środowiskiem skupiającym się wokół lidera.

- I ten lider wygłosił exposé. Nie czuje się pan źle z tym, że Platforma przemilczała w kampanii wiele przykrych posunięć?

- Sytuacja gospodarcza zmienia się nawet nie z miesiąca na miesiąc, ale - patrząc na Grecję i Włochy - z godziny na godzinę. Wiele decyzji, które dziś wydają się konieczne, jakiś czas temu było postrzegane jako odległa ewentualność. To, co mówi premier, lub to, co zakłada minister Rostowski, czyli trzy warianty budżetu, to nie jest czyjeś widzimisię. To efekt dynamicznej sytuacji w Europie. Pewne rzeczy wymusza na nas to, co dzieje się na południu kontynentu bądź na giełdach lub rynku bankowym różnych państw.

Krzysztof Kwiatkowski

Poseł PO, były minister sprawiedliwości w rządzie Tuska