„Super Express”: – W Sejmie są już projekty zmian w prawie, przygotowane przez PiS, które mają zmusić prezesa NBP do ujawnienia zarobków swoich najbliższych współpracowniczek. Jak pan je ocenia?
Krzysztof Izdebski: – To, co przygotował PiS to polityczna gra pozorów, a nie rozwiązanie prawne. Po pierwsze, już obowiązujące prawo pozwoliłoby na udostępnienie informacji dotyczących zarobków tych pań. Nie ma potrzeby go zmieniać i de facto robić to w ustawach, które bezpośrednio jawności w życiu publicznym nie dotyczą. Po drugie, nie tylko nie załatwia to sprawy na dłuższą metę, ale też psuje system dostępu do informacji publicznej.
– Skąd tak krytyczna ocena?
– Zmiany nie załatwiają sprawy na dłużą metę, bo mają jedynie na celu ucięcie dyskusji na temat zarobków w NBP. I co prawda, ujawnią wynagrodzenie w latach poprzednich, to według zapisów ustaw zarobki z tego roku mają być dostępne dopiero w 2020 r. Gdyby w przypadku innych pracowników NBP pojawiły się wątpliwości co do wysokości ich zarobków, musielibyśmy czekać na ich upublicznienie.
– Mówił pan też, że nie trzeba wprowadzać nowych przepisów, bo obecne już pozwalają. Po co więc mnożyć byty ponad konieczność?
– To, niestety, przypadłość wielu polskich ekip rządzących – nie tylko obecnej – które w obliczu jakiegoś problemu, chcą go od razu przecinać nowym prawem, nie sprawdzając, jaki kłopot jest z przepisami już obowiązującymi.
– A jaki mamy kłopot z obowiązującym już prawem?
– Przede wszystkim taki, że nie jest to prawo przestrzegane. Przecież prezes Glapiński uciekał się do różnych wymówek, by interesujących opinię publiczną zarobków nie ujawnić. Powoływał się choćby na to, że NBP nie posiada majątku publicznego, chociaż już jakiś czas temu Naczelny Sąd Administracyjny potwierdził to, że tak nie jest – że to jest majątek publiczny. NBP próbował też powoływać się na przepisy o RODO, chociaż one nie mają tu żadnego zastosowania. A skoro tak, zdecydowano się na krok, który w rozumieniu jego autorów zamknie tę sprawę. Ale nie załatwi problemu przejrzystości życia publicznego, w tym przejrzystości zarobków osób zajmujących kierownicze stanowiska w najważniejszych instytucjach państwa.
– Czyli klasyka: akcyjność zamiast systemowych rozwiązań.
– Tak, dlatego stawiam tezę, że zaproponowane zmiany psują ten system. Idea powstania ustawy o dostępie do informacji publicznej polegała na tym, że będzie to prawo, które w sposób generalny załatwia nam kwestie przejrzystości. Wiele też innych instytucji i interesów wolało, żeby część przepisów poświęconych jawności znalazła się w innych aktach prawnych. Teraz PiS chce stworzyć kolejny akt prawny i to dotyczący jednej tylko instytucji. Skoro bowiem uznajemy, że wynagrodzenia dyrektorów departamentów w NBP należy publikować, to czemu ma to nie dotyczyć dyrektorów departamentów np. w KPRM? Jeśli bowiem tam pojawią się wątpliwości, to co? Przyjmiemy kolejne prawo?
– Zna pan odpowiedź na to pytanie: owszem.
– Właśnie. Kosztować to będzie wiele wysiłku, a wystarczyłoby załatwić to globalnie, a nie akcyjnie. Szkoda, bo to zupełnie nie jest propaństwowe myślenie i projawnościowe podejście do sprawy. Co więcej, wszyscy wiemy, że transparentnością opinia publiczna interesuje się incydentalnie. Jeśli za każdym razem musielibyśmy czekać na kolejny akt prawny i być uzależnionymi od dobrej woli aktualnie rządzących, to robi się z tego groteska.
Rozmawiał Tomasz Walczak
Krzysztof Izdebski o jawności zarobków w NBP: Robi się z tego groteska
2019-01-24
5:00
To, co przygotował PiS to polityczna gra pozorów, a nie rozwiązanie prawne. Po pierwsze, już obowiązujące prawo pozwoliłoby na udostępnienie informacji dotyczących zarobków tych pań. Nie ma potrzeby go zmieniać i de facto robić to w ustawach, które bezpośrednio jawności w życiu publicznym nie dotyczą. Po drugie, nie tylko nie załatwia to sprawy na dłuższą metę, ale też psuje system dostępu do informacji publicznej - mówi "Super Expressowi" Krzysztof Izdebski, prawnik i dyrektor programowy Fundacji ePaństwo.

i