– Wyprzedzenie PO. No właśnie. Wielu zwolenników antypisu załamuje dziś ręce, że PSL walczy o ratowanie swojego elektoratu i głosy niepisowskiej prawicy, PO o liberałów, lewica o swój elektorat i ściga się z PO, zaś drugą połówkę boiska opozycja zostawia partii rządzącej. Czy Prawo i Sprawiedliwość może już chłodzić szampana przed październikowymi wyborami?
– Jestem nauczony, że wybory wygrywa się przy urnach wyborczych. Do głosowania zostało 90 dni. A sondaże są dla lewicy łaskawe. Nie można na tym etapie w żaden sposób przesądzać, że ktoś te wybory na pewno wygra, a ktoś je na pewno przegra.
– Z jakim przesłaniem zjednoczona lewica pójdzie do wyborów?
– Przede wszystkim w tej kampanii pokażemy, że jesteśmy prawdziwi. Że nie musimy czekać na esemesy z przekazem dnia, czy telefony, co mamy mówić. Wszyscy w ramach lewicy jesteśmy w gruncie rzeczy bardzo podobni. Mówimy tak samo o podatkach, polityce społecznej, światopoglądowej, wolności, rozdziale Kościoła od państwa. Dla nas te tematy będą w kampanii kluczowe. Przede wszystkim jednak stawiamy na autentyzm. Tego na pewno nam nie zabraknie!
– Czyli liczycie na to, że wyprzedzając PO staniecie się główną siłą opozycyjną?
– My mamy poczucie, że na starcie tego wyścigu wyborczego Polacy muszą poczuć, że jest w kraju siła polityczna, która nie daje się zwieść temu szkodliwemu przeświadczeniu, że rządzić musi duopol. Że jest podział na PiS i PO i nie ma nic poza tym. Staramy się to mówić. Chcemy rozbicia tego duopolu. Na pewno chcielibyśmy, by po wyborach okazało się, że można zmienić rząd. Ale też na pewno nie będziemy przystawką dla kogokolwiek.
– Jeszcze niedawno wydawało się, że SLD, Wiosna, Razem nie są w stanie się porozumieć. Z czego wynika „cudowne” porozumienie?
– Zwyciężył rozsądek. Politycy lewicy mają to do siebie, że są po pierwsze pragmatyczni, po drugie rozsądni i ideowi. I teraz gdy siedliśmy do rozmów, chcieliśmy sprawdzić, czy są sprawy ideowe, które nas dzielą, to okazało się, że takich spraw nie ma. Gdy analizowaliśmy czy są jakieś kwestie, które podzielić nas mogą w przyszłości, to też ich nie było. Przez ostatnie lata brakowało rozmowy. Gdy do niej doszło okazało się, że politycy lewicy są bardzo bliscy sobie.
– Faktem jest też jednak, że to porozumienie lewicy jest możliwe dzięki temu, że fiasko poniósł projekt jednej listy opozycyjnej. Co nie zagrało?
– Zdecydowały dwie rzeczy. Po pierwsze – pycha Polskiego Stronnictwa Ludowego. Liderzy uznali, że skoro są najlepsi na boisku, to mogą iść sami. Ale w polityce jest tak, że najlepsi nie zawsze wygrywają, czego dowodem jest porażka Zjednoczonej Lewicy w 2015 roku. Teraz podobnie Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi tego pół procenta do przekroczenia progu wyborczego może zabraknąć. Drugim powodem jest przeświadczenie po stronie PO, że zjednoczona opozycja nie ma szans z PiS-em. Dlatego liderzy Platformy uznali, że wolą iść oddzielnie.