Wiktor Świetlik: Kryzysy uczą dorosłości

2011-09-06 22:37

Wszystkie mądre powiedzenia w stylu tego, że co nas nie zniszczy, to nas wzmocni, albo o odbijaniu się od dna, mają tę wadę, że są mało weryfikowalne. W życiu bywa i tak, i tak. Zamiast odbijać się od dna, można na nim spocząć, albo - jak to było trzy lata temu ze światowymi giełdami - przebijać jego kolejne poziomy, z których istnienia nawet za bardzo nie zdawaliśmy sobie sprawy.

Taki szok świat przeżył w czasie wielkiego kryzysu, tego z lat trzydziestych, kiedy w USA po prostu nikt nie zdawał sobie sprawy, że może być jeszcze aż tak źle. Podobnie ze "wzmacnianiem" - upadające państwa, jak Pierwsza Rzeczpospolita, w ostatniej chwili często próbują się na gwałt reformować, ale oprzytomnienie przychodzi za późno. Szczęśliwie nie brakuje przykładów, kiedy te przysłowia się sprawdzają. W mikroskali skromnym, indywidualnym przykładem takiej sytuacji jestem ja.

Jednym z obszarów, których dotknęło w największym stopniu tąpnięcie roku 2008 (to, którego ponoć w Polsce nie było) były media, szczególnie w tył ciała oberwała prasa, a zwłaszcza dziennikarze i ich portfele. Tym bardziej depresyjnie nastrajały okoliczności natury pozaekonomicznej - przeklęty rok 2010, kiedy kilku bliskich znajomych zabrała katastrofa smoleńska, a kilku kolejnych choroby nowotworowe. Do tego polskie życie publiczne przebiło kolejny poziom dna, pogrążając się - po obu stronach - w aberracji i szczuciu. Niezbyt to wszystko nastrajało optymistycznie. Z drugiej strony wszystko to mi uświadomiło, że przed 2008 rokiem miałem się jak pączek w maśle albo rozpieszczony bachor. Nie zdawałem sobie sprawy, czym są tak naprawdę kłopoty materialne, ale też mój ogląd rzeczywistości był nader niezaangażowany, dwuwymiarowy. Nikt nie zrozumie, co to są kłopoty ze skarbówką, dopóki się ona do niego nie dobierze, i nikt nie rozumie, co oznacza gest Kozakiewicza pokazany przez policję, dopóki mu pod samą komendą nie obrobią mieszkania.

Nagle zacząłem zauważać, że staję się bardziej kreatywny, szukam nowych dróg, inaczej patrzę na rzeczywistość. Co więcej, w otaczającej mnie rzeczywistości znajduję rozliczne wyzwania i siłę, by próbować je rozwiązywać nowymi sposobami, na przykład angażując się w działalność organizacji pozarządowych. Udało mi się rozróżnić rzeczy ważne od nieważnych - bardzo dużo nauczyłem się na temat funkcjonowania państwa, a przede wszystkim jego słabości, mam nadzieję, że efektem tego jest między innymi tygodnik, który trzymacie Państwo w rękach. Właściwie dziś, osobiście, prywatnie, kompletnie nie obawiam się drugiej fali. Kryzysy mi służą. A ostatecznie wszyscy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny.