To co spadło na Krystynę Łuczak-Surówkę w kwietniu 2010 roku, to prawdziwy dramat. Kobieta tuż przed 10 kwietnia, była w szpitalu, straciła dziecko: - W ciągu dwóch dób zawalił mi się świat. Najpierw straciliśmy moją ciążę, a niezdążyliśmy nawet na ten temat porozmawiać. Pamiętam, jak mu powiedziałam, żeby się nie martwił, bo nic gorszego już nie może mi się przytrafić - mówił nie mogąc powstrzymać łez w rozmowie z Joanną Racewicz. Wtedy jeszcze nie wiedziała, z czym przyjdzie jej się zmierzyć. Wdowa po oficerze BOR przyznała, że dzień 10 kwietnia podzielił jej życie, a dziewczyny sprzed tej tragicznej daty katastrofy smoleńskiej, już nie ma: - Tamtej dziewczyny już nie ma, została tam, w 2010, w 2011, bo to nie było takie pstryknięcie. Kilka miesięcy po zbudowałam sobie takie swoje alteg ego i tego się trochę trzymam do dzisiaj, tej Alicji z krainy czarów, te dwie strony lustra tak mi pasowały, dwie rzeczywistości, dwie strony lusta, w których musiałam sobie radzić.
Zapytana o wspomnienie o mężu, powiedziała, że zaczęła się z nim spotykać, gdy zaprosił ją na sylwestra. Pamięta też dokładnie to, przy jakiej piosence ją pocałował pierwszy raz: - Wind Of Change. Jak ją słyszę w radiu, to do dziś coś mnie trzaśnie..
Na Facebooku wdowa zaś napisała: - Jestem kobietą, która umie wspominać przeszłość, ale nią nie żyje. Kobietą, która wie, że zawsze są dwie strony lustra. Pamietam co było i patrzę co przede mną. Jestem AlicJA. To moje lustro a to kogo wpuszczę do zaczarowanej krainy zależy tylko ode mnie. Dziękuje wszystkim, którzy byli przy mnie w wielu trudnych chwilach i nie bali się krzywego zwierciadła. 10.04.10 to tylko lustrzane odbicie z przeszłości. Przede mną nowy wiatr zmian. Czuje to
Zobacz: Wdowa po oficerze BOR o żałobie smoleńskiej: Mnie robiono zdjęcia, łapano za rękę, płakałam