Grzegorz Kostrzewa-Zorbas

i

Autor: Andrzej Lange

Kostrzewa-Zorbas: Świat nie uzna Jerozolimy za stolicę państwa Izrael

2018-05-16 4:30

- Uchwały Rady Bezpieczeństwa ONZ utrzymują stanowisko z okresu po II wojnie światowej, z którego wynika, że Jerozolima powinna zostać niezależnym terytorium - wskazuje w rozmowie z "SE" ekspert ds. stosunków międzynarodowych dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas.

"Super Express": - Decyzja Donalda Trumpa o przeniesieniu amerykańskiej ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy zbiera krwawe żniwo. W Strefie Gazy od poniedziałku zginęło ponad 50 osób, a około 2,7 tys. zostało rannych. Niektórzy tę decyzję określili jako prowokację.

Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: - W pewnym sensie wydaje się to nieprawdopodobne.

- Dlaczego?

- Podjęcie tej decyzji w duchu prowokacji spowodowałoby pogorszenie stosunków pomiędzy USA a innymi państwami, z którymi Amerykanie współpracują. Mam tu na myśli kraje arabskie, kraje islamskie oraz Unię Europejską. Chociaż z drugiej strony takie pogorszenie właśnie następuje.

- Skąd zatem ta decyzja? Czy USA stać na to, aby wojować z całym światem w momencie, gdy kontrowersje wokół obecnego prezydenta nie milkną?

- Myślę, że źródła tej oraz innych decyzji leżą w programie wyborczym amerykańskiego prezydenta. To, co obecnie obserwujemy, wynika ze stanowiska Republikanów, a zarazem Trumpa.

- Inspiratorem przeniesienia ambasady może być Kongres USA, który nosił się z takim pomysłem?

- To prawda. Kongres już wiele lat temu wezwał administrację do przeniesienia ambasady amerykańskiej z Tel Awiwu do Jerozolimy.

- Ale nie została przeniesiona.

- Nie, bo Kongres nie ma aż takiej władzy, aby samodzielnie podejmować pewne decyzje i je wdrażać w życie. Wiele jest zarezerwowanych jedynie dla władzy wykonawczej. W szczególności dla prezydenta. Kongres przeważającą liczbą głosów dokonał czegoś, co nazywa się "prowokacją", ale to nie był zamiar.

- Protesty w Palestynie są niezwykle krwawe. Nie dało się tego uniknąć?

- Musimy wziąć pod uwagę, że liczba mieszkańców Izraela, terenów okupowanych oraz Strefy Gazy na tle świata jest naprawdę niewielka. Konflikt ma tam charakter egzystencjalny i toczy się o najwyższą stawkę dla Palestyńczyków. Ci ludzie są zdeterminowani, bo walczą o własne państwo. To program minimum. A program maksimum to likwidacja Izraela i stworzenie państwa zdominowanego przez "swoich". Niektórzy przywódcy tej grupy zapowiadali całkowitą likwidację i "wypalenie Izraela ogniem nuklearnym". To brzmi prawie jak groźby hitlerowców podczas Holokaustu, którego dokonali Hitler i jego towarzysze. Takie są opcje. Kompromis ma najmniej zwolenników.

- Otwarcie ambasady USA zbiegło się z 70. rocznicą proklamacji niepodległości Izraela. To także nie jest przypadek?

- Tu nie ma przypadku. Datę dobrano starannie, to największe świeckie święto w Izraelu. Symbol wojny o niepodległość, którą Izrael wygrał, chociaż nie zrealizował wszystkich ambicji terytorialnych. Ta rocznica była okrągła, Amerykanie wiedzieli, co robią.

- Zastanawiam się właśnie, czy do końca wiedzieli. Kto w otoczeniu Donalda Trumpa ma największy wpływ na jego decyzje dotyczące polityki na Bliskim Wschodzie? Kiedyś mówiono, że dużym autorytetem cieszy się Henry Kissinger, ale on podobno czegoś takiego by nie doradził.

- Kissinger nigdy nie był zwolennikiem przeniesienia ambasady USA do Jerozolimy. W przeciwieństwie do Trumpa. Kissinger mógł w rozmowie prywatnej przekazać prezydentowi swoją opinię, ale nie sądzę, by mogła ona w jakikolwiek sposób wpłynąć na bieg zdarzeń. Donald Trump sam podejmuje decyzje, sam je inicjuje. Często działa pod wpływem impulsu, zdarzało mu się to przy okazji wojny w Syrii.

- Jest jakakolwiek szansa, by konflikt między Izraelem a Palestyną się zakończył?

- Nie ma takiej możliwości. Jeden z izraelskich poetów mawiał, że "Jerozolima jest unikalnym miastem, w którym nawet martwi mają prawa wyborcze".

- Na otwarciu ambasady USA w Jerozolimie nie pojawił się nikt z reprezentantów strony polskiej. Nie baliśmy się po ich stronie przystąpić do wojny w Iraku, a baliśmy się pokazać pod ambasadą? Nie pojawili się też przedstawiciele większości krajów UE.

- Świat jako całość nie uznaje Jerozolimy za stolicę Izraela. Uchwały Rady Bezpieczeństwa ONZ utrzymują stanowisko z okresu po II wojnie światowej, z którego wynika, że Jerozolima powinna zostać niezależnym terytorium. Oczywiście na przestrzeni lat postrzeganie konfliktu uległo pewnej zmianie, ale ONZ wielokrotnie podkreślała, że Jerozolima nie jest nawet częścią Izraela. Stany Zjednoczone poszły tu wbrew światu i wbrew całej UE. Polska, nie wysyłając wysokich urzędników na otwarcie ambasady, zachowała się lojalnie wobec reszty Europy i świata. Ale także wobec NATO. Z jednym wyjątkiem, którym są Stany Zjednoczone.