Ksiądz Adam Boniecki: Kościół w sprawie krzyża powinien się jasno określić

2010-08-06 18:52

Awanturę o krzyż pod Pałacem Prezydenckim i zachowanie kościelnej hierarchii w tej sprawie ocenia ksiądz Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego"

"Super Express": - Czy Kościół ponosi w jakimś stopniu odpowiedzialność za to, co się stało we wtorek przed Pałacem Prezydenckim?

Ks. Adam Boniecki: - Dla mnie przekonujące są słowa arcybiskupa warszawskiego Kazimierza Nycza, że Kościół nie jest stroną w tej sprawie. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że umył ręce od całego zamieszania. To nie on postawił krzyż przed Pałacem ani nie był tego inicjatorem. Od samego początku w sposób dyskretny dążył do tego, by odegrać rolę mediatora. To Kościół doprowadził do spotkania między harcerzami a przedstawicielami Kancelarii Prezydenta - co wcale nie było takie proste - i do kompromisowego rozwiązania tej sytuacji. Występował tam jednak jako wspierający mediator, a nie strona w sporze.

- Mówi się, że protestujący odstąpiliby od obrony krzyża, gdyby na miejscu pojawił się arcybiskup Nycz. Obecnie wszystkie oczy są skierowane właśnie na niego.

- Nie wiem, czy to by coś zmieniło. Pamiętajmy, że mieliśmy tam do czynienia z interlokutorami, do których nie przemawiają żadne racjonalne argumenty. Biskup Pieronek powiedział, że oni nie walczą o krzyż, ale krzyżem i o coś całkiem odległego od spraw religii. We wtorek byliśmy świadkami tego, jak ludzie poddani psychozie tłumu walczą o doraźne sprawy polityczne.

- Po tym, co działo się pod Pałacem, widzimy, że Kościół mógł zrobić coś więcej, by zapobiec tej gorszącej awanturze. Jak zachowa się teraz, wyciągając wnioski z tej sytuacji?

- Wszyscy jesteśmy mądrzejsi dopiero po fakcie. Być może osobiste zaangażowanie arcybiskupa pozostało właśnie tą ostatnią instancją. Choć nie wiem, czy to coś da, biorąc pod uwagę stan emocji obrońców krzyża. Cała Polska śledzi te okropne wydarzenia. Oczekiwałbym więc od episkopatu jakiegoś specjalnego oświadczenia, w którym jasno określiłby, co to znaczy "obrona krzyża". Bo na razie mamy do czynienia z fatalnym pomieszaniem pojęć, które angażuje ludzi religijnie do sprawy, która z pewnością religijna nie jest.

- Krzyż powinien zostać przeniesiony?

- Oczywiście, że tak. Krzyż jest symbolem religijnym i przedmiotem kultu. W Polsce stawia się go w miejscach ważnych wydarzeń (również katastrof) w celu ich upamiętnienia. Ale, stosując terminologię przepisów drogowych, nie można stawiać go tak, aby szkodził ruchowi. Przed Pałacem Prezydenckim nabiera on znaczenia niejasnego, mieszanego. Pałac to nie miejsce katastrofy, to siedziba prezydenta państwa, które nie jest wyznaniowe. Postawienie tam krzyża było pewną niezręcznością. Każdy proboszcz wie, że jak się raz wstawi jakąś figurę do zwykłego parafialnego kościoła, bardzo trudno ją stamtąd wyprowadzić.

- A jeśli uda się krzyż wyprowadzić - czy sprawa przycichnie, czy też dalej będzie dzieliła Polaków?

- Oliwy do ognia dodała słynna wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, że usuwając krzyż nowy prezydent pokaże, po której stoi stronie. Że krzyż można przenieść dopiero wtedy, gdy na jego miejscu stanie pomnik, a ten, kto myśli inaczej, dopuszcza się ciężkiego moralnego nadużycia. Zawsze jest ktoś, kto podkręca atmosferę. Obawiam się, że znajdziemy tam wielu takich ludzi, którym zależy, by ciągle wrzało. Nie wykluczam więc, że zobaczymy wkrótce kolejne krzyże pod Pałacem.

Ks. Adam Boniecki

Redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego"