Janusz Korwin-Mikke

i

Autor: Łukasz Szelemej

Korwin-Mikke: Tym razem o Chinach weselej

2016-04-12 4:00

W Chinach - poza może studentami w wielkich miastach - nie mówi się o polityce. Partia tego nie lubi, więc ludzie nie chcą się niepotrzebnie narażać. A poza tym po doświadczeniach ostatnich 30 lat mają błogie poczucie, że Władzuchna dobrze rządzi, więc po co się tym zajmować. Zupełnie jak śp. Leopold Staff, słynny poeta, który na pytanie, co sądzi o polityce, odparł po namyśle: "Od polityki to ja mam Piłsudskiego".

Jasne, że było to w okresie, kiedy tow. "Ziuk" rządził Polską.

A w dodatku ludzie w Chinach kompletnie nie znają się na polityce. Terminy polityczne używane w Europie są jakoś na chińszczyznę przekładane, ale nikt nie ma gwarancji, że Chińczycy rozumieją je tak, jak my. Co więcej, polityka w Chinach rządzi się swoistymi "zasadami" (w większości wywodzącymi się od Mistrza Kong, czyli Konfucjusza - ale nie tylko), które są z kolei dla mnie absolutnie niezrozumiale. To znaczy, że każdy jako tako oświecony Chińczyk wie, czy postępek pana Li był zgodny z zasadą tao, czy nie - a dla mnie jest to nie do rozgryzienia. To jest kompletnie inny świat.

Do tego świata wyjechało wielu Polaków, którzy nie chcą zajmować się polityką - ale kochają Wolność - i lubią zarabiać dobre pieniądze. Bo w Chinach naprawdą dobrze się już zarabia. Oczywiście nie dotyczy to niewykwalifikowanego debila, który przyjechał z głębokiej prowincji. A na czym polega wolność? Ano na tym, że na przykład bardzo się spieszyłem na jakąś imprezę, a ulice w Kantonie (18 milionów mieszkańców) są mocno zatłoczone. Wskoczyliśmy więc w nowoczesną rykszę...

Był to stary, odrapany trójkołowiec, w którym z trudem mieściliśmy się na tylnym siedzeniu, przy czym kolana wystawały nam w obydwie strony po 15 cm. Ryksiarz zażądał za przejazd o 20 proc. więcej niż klimatyzowana taksówka - i słusznie zażądał. Ruszył z kopyta, przeciskając się między pojazdami, nasze kolana o centymetr (tak!) mijały inne samochody, wyprzedzał każdą stroną, jechał pod prąd, pod okiem policjanta (!!) wjechał pod czerwonym na rondo - przy czym wjechał w odwrotną stronę i zdołał jakimś cudem skręcić w lewo, unikając zderzenia. Jest przy tym oczywiste, że facet nie miał żadnej licencji ani nawet prawa jazdy - za to umiał jeździć. Jechał, wykazując taką inteligencję (Azjaci są bardziej inteligentni średnio od Europejczyków!) i refleks, że biłbym mu brawo, gdyby nie to, że kurczowo trzymałem się poręczy; więc tylko głośno się śmiałem przy kolejnym manewrze, przy którym trójkołowiec ciut, ciut, a wywróciłby się na bok.

Licencji nie mógł mieć, bo władze centrum Kantonu (w innych miastach jest inaczej!), odwrotnie niż w Europie, walczą ze skuterami, motocyklami i rowerami; prawo wjazdu mają wyłącznie samochody (!!). Tylko stare motocykle mogą jeździć, dopóki się nie rozwalą. Ale, oczywiście, mało kto przestrzega tam głupich przepisów i dlatego bogactwo Chin rośnie w oczach.

Zobacz także: Dariusz Rosati: Unia nie pójdzie na starcie z USA