Janusz Korwin Mikke lansuje się na wakacjach

i

Autor: INSTAGRAM Janusz Korwin Mikke lansuje się na wakacjach

Korwin Mikke o edukacji: Bon oznacza „dobry”

2019-09-03 5:44

Rozpoczął się rok szkolny. I włos się jeży, gdy przyjrzeć się polskiej „edukacji”. Nawet za PRL-u poziom był znacznie wyższy, bo nauczyciele i programy pochodziły sprzed wojny...Jednak, uwaga i tak u nas jest lepiej, niż w państwowych szkołach na zachodzie!! Co nie znaczy, że trzeba się z tego cieszyć...

Rozpoczął się rok szkolny. I włos się jeży, gdy przyjrzeć się polskiej „edukacji”.

Nawet za PRL-u poziom był znacznie wyższy, bo nauczyciele i programy pochodziły sprzed wojny...Jednak, uwaga i tak u nas jest lepiej, niż w państwowych szkołach na zachodzie!! Co nie znaczy, że trzeba się z tego cieszyć...

Natomiast nie wolno się na zachodzie wzorować.

Politycy usiłują z edukacji zrobić problem polityczny. To zrozumiałe: chcą dzięki temu zdobyć glosy wyborców. A prawica mówi, że to NIE powinien być problem polityczny!

Innymi słowy: nie o to chodzi, by PiS posyłał do szkoły dzieci w wieku lat 7-miu, a PO 6-ciu (a SLD być może 5-ciu jak w Anglii). Chodzi o przyjęcie zasady, że dziecko idzie do szkoły wtedy, gdy chcą tego rodzice. I politycy nie mają wtedy nic do gadania!

To samo dotyczy programów szkolnych. Powinno być tak samo jak z restauracjami. Właściciel wybiera kucharza, kucharz układa menu, a konsumenci wybierają knajpę. I to działa. Bo knajpiarz boi się bankructwa. Działa bez żadnego Ministerstwa Obżarstwa Narodowego. Działa właśnie dlatego, że takie ministerstwo nie istnieje.

W normalnym kraju w jednych szkołach uczą więcej matematyki, w innych więcej historii. W jednych uczy się tych, co chcą mieć „papierek”, a w innych uczy się tych, co chcą coś umieć. W jednych uczy się Teorii Ewolucji, w innych Teorii Inteligentnego Projektu, a w innych obydwu.

I rodzice decydują, do jakiej szkoły dziecko posłać.

Tylko wtedy nie jest potrzebne Ministerstwo, wszystkie kuratoria, wydziały „oświaty” itd. Masa mianowanych przez polityków darmozjadów straciłaby pracę i musiałaby pójść cudze dzieci uczyć!

Oświata ma być darmo? Dobrze! Wszystkie pieniądze na oświatę wpłacamy do banku, dzielimy przez liczbę dzieci, 10 czeków („bonów oświatowych”) wręczamy ojcu (matce, kuratorowi) on tym czekiem płaci szkole. Szkoła realizuje czek w banku i wszystko gra.

Byłoby znacznie TANIEJ, niż teraz (bo odpadłby koszt tej całej biurokracji!) , ale przede wszystkim, rodzice mieliby wybór, a właściciel szkoły panicznie by się bał, że jeśli będzie uczył nie tak, jak chcą rodzice, to po prostu zbankrutuje i straci masę pieniędzy.

A dyrektor państwowej szkoły nie boi się niczego.

Czy słyszał ktoś, by zła państwowa szkoła ZBANKRUTOWAŁA? Nie? To wszystko jasne!