Koronawirus: Ilu martwych to dla PiS za dużo?
Po półtora miesiąca trwania czwartej fali pandemii i tysiącach zgonów spowodowanych zakażeniem koronawirusem rząd jednak uznał, że dłużej nie da się niczego w tej sprawie nie robić. Do tej pory strategia walki z pandemią sprowadzała się do ignorowania wzrastającej liczby zakażeń, hospitalizacji i śmierci. Gdy coraz więcej krajów Europy zaczęło wprowadzać kolejne poważne obostrzenia dla niezaszczepionych, a nawet ogłaszać obowiązkowość szczepień, rząd ustami premiera przekonywał, że ograniczeń nie będzie, bo nie warto wywoływać niepokojów społecznych. I w końcu do rządu dotarło, że dłużej się tak nie da.
Adam Niedzielski ogłosił wczoraj surowsze środki walki z pandemią, w tym najważniejszy z nich: obowiązek szczepień dla nauczycieli, medyków i służb mundurowych. Wejdzie on jednak w życie dopiero 1 marca, kiedy już będziemy się zmagać nie z czwartą, ale z piątą falą pandemii. Oczywiście można uznać, że lepiej późno niż wcale, ale na ten krok trzeba było się zdecydować w lipcu lub sierpniu i podobnie jak we Francji, która podobną decyzję wtedy podejmowała, obudować obowiązek szczepień systemową presją na niezaszczepionych, by się przestali wygłupiać i dla dobra swojego oraz bliskich skorzystali z dobrodziejstw nauki. Dziś bylibyśmy w innym miejscu.
W krajach, w którym odsetek zaszczepionych jest znacznie wyższy niż w Polsce (bo tam presja na odmawiających szczepień była już od dawna), notuje się wielokrotnie mniej zgonów z powodu koronawirusa niż w Polsce. Gdyby wcześniej nie kierowano się strachem przed antyszczepionkowcami, także we własnych szeregach, i sondażami, wielu śmierci, które dziś notujemy, można było uniknąć. Może wkrótce dotrze do naszych umiłowanych przywódców i to, że niezaszczepionych trzeba do szczepień w ten czy inny sposób zmusić. Ilu jeszcze z nas musi jednak umrzeć, by to w końcu zrozumieli?