„Super Express”: - Zmarł Kornel Morawiecki, założyciel i lider Solidarności Walczącej, w ostatnich latach poseł i marszałek senior Sejmu. Pan go znał jeszcze z podziemia.
Adam Borowski: - Dla ludzi pamiętających opozycję czasów PRL Kornel był kimś znacznie więcej. Już pod koniec lat 60 protestował przeciwko zajęciu Czechosłowacji przez wojska Układu Warszawskiego, w tym wojska PRL. Pierwszy raz spotkałem go po wyjściu z więzienia w 1984 roku. Pojechałem do Wrocławia, gdzie spotkałem się z działaczami Solidarności Walczącej. W więzieniu siedziałem z Jurkiem Łątkowskim z Wrocławia. Podczas poświęcenia sztandaru Solidarności Walczącej w podziemiach jednego z Kościołów składaliśmy przysięgę, w obecności Kornela. Dla młodego człowieka zakochanego w historii stawały przed oczami obrazy z Powstania Styczniowego…
Później całą drugą połowę lat 80 współpracowaliście.
Tak, to były już spotkania robocze. Choć ja byłem po więzieniu, a on był jednym z najbardziej prześladowanych przez SB działaczy opozycji. I przez to te spotkania nie mogły być zbyt częste i zbyt długie. Dyskusje o strategii, o oddziale Solidarności Walczącej w Warszawie, o wydawnictwie SW i piśmie „Horyzont”. Lubiliśmy się, ale z mojej strony to był przede wszystkim szacunek i podziw. Trudno było nie cenić jego niezłomności.
Choć do 1989, a nawet jeszcze w latach 90 był legendą opozycji, nie odegrał w niepodległej Polsce roli o której wielu myślało, że odegra.
Tak i muszę przyznać, że kiedy udało mu się wejść z list Kukiza do Sejmu szczególnie się z tego cieszyłem. Uznałem, że ta rola marszałka seniora Sejmu to jest takie ładne ukoronowanie jego drogi życiowej. Że za te 50-100 lat nikt nie będzie pamiętał ilu idiotów było i jest w Sejmie, ilu było ludzi niegodnych miana posła RP, a Kornel będzie tym, który swoim życiem na to miano zasłużył. To była klasa, to był pewien poziom i ranga człowieka, który nie był nastawiony na zaszczyty i sprawowanie urzędów. Kornel był człowiekiem służby Ojczyźnie. Co ciekawe, był jednak zwalczany nie tylko przez SB i komunistów, ale także inne grupy w opozycji.
Nie tylko. Pamiętam jak Jacek Kuroń określił w jednym z wywiadów dla zachodnich mediów Solidarność Walczącą mianem „organizacji terrorystycznej” i uznał, że Zachód nie powinien jej wspierać. I rzeczywiście SW musiała organizować sobie pomoc sama, a z tego strumienia dla Solidarności korzystać nie mogła. Mieliśmy pod górkę. Po 1989 roku Kornel i SW też stawiały na pierwszym miejscu rzeczy, które wielu się nie podobały. Chciał jak najszybszego opuszczenia Polski przez wojska sowieckie, chciał prowadzenia innej polityki gospodarczej niż robiły to rządy po Okrągłym Stole. I wszystko to się ziściło. Choć ludzie Solidarności Walczącej paradoksalnie dopiero teraz zajmują miejsca w rządach i administracji państwowej. Jak Mateusz Morawiecki, który był młodym działaczem SW i teraz kontynuuje dzieło ojca.