Ryszard Piotrowski

i

Autor: ARCHIWUM

Konstytucjonalista ostro o wyborach: Trzeba znaleźć inną drogę, niż Sąd Najwyższy

2020-05-11 5:30

Nie można łamać prawa dla osiągnięcia rezultatu, który później będzie rzutować na stanowienie prawa w Polsce. Bo przecież wybrany później w wątpliwy sposób prezydent będzie podpisywał bądź wetował uchwalone ustawy. Dlatego moim zdaniem należy zostawić Sąd Najwyższy w spokoju i poszukać innej drogi, do wyjścia z tej patowej sytuacji – Prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista, Uniwersytet Warszawski.


„Super Express”: – Sąd Najwyższy ma orzec, czy wybory prezydenckie z wczoraj, czyli z 10-go maja, są ważne. Czy zgodnie z Konstytucją może to zrobić?
Prof. Ryszard Piotrowski: – Zgodnie z Konstytucją Sąd Najwyższy stwierdza ważność wyboru prezydenta.
– Ważność wyboru. Tu jednak miałby określić ważność wyborów, których nie było?
– Właśnie – Sąd Najwyższy stwierdza ważność wyboru prezydenta, czyli czegoś, co zostało dokonane. W ogóle są pewne przesłanki, które muszą być spełnione, aby SN mógł zająć się sprawdzeniem, czy wybory są ważne, czy nie. Państwowa Komisja Wyborcza ustala wyniki głosowania i na ich podstawie wynik wyborów. Jak nie ma wyników głosowania, nie ma wyniku wyborów. Zgodnie z kodeksem wyborczym PKW musi podać wyniki wyborów w formie obwieszczenia, które jest publikowane w Dzienniku Ustaw. Sąd Najwyższy podejmuje uchwałę o ważności wyborów w ciągu 30 dni od podania wyników w formie obwieszczenia. Jeżeli nie ma obwieszczenia, SN nie ma możliwości zajęcia się sprawą. Nie było głosowania, więc nie było wyników. No, chyba, że PKW obwieści, że wybory się nie odbyły. I wtedy SN będzie się musiał zastanowić, czy można na podstawie tego, że wybory się nie odbyły, uznać ich nieważność.
– No dobrze, ale wybory to cały proces wyborczy – zgłaszanie kandydatów, zbieranie podpisów, ich weryfikacja, kampania wyborcza. Głosowanie to sam fakt finalny.
– No tak, ale istnieje wątpliwość, czy można na podstawie prawdziwych przesłanek stwierdzić nieprawdziwość rezultatu.
– To znaczy?
– Jeżeli Państwowa Komisja Wyborcza obwieściła 15-go kwietnia rejestrację 10-ciu kandydatów, były zebrane podpisy, wszystko było ważne. To nie można na podstawie cząstkowych ważnych elementów ustalić nieważność samego głosowania.
– Co do samej procedury w Sądzie Najwyższym – są opinie, że pełniący obowiązki I Prezesa Sądu Najwyższego Kamil Zaradkiewicz, kojarzony z PiS, może wpływać na decyzję Izby, która tę ważność stwierdza?
– Osoba, o której mówimy zwołuje jedynie zgromadzenie ogólne sędziów Sądu Najwyższego, w celu wybrania kandydatów na urząd I Prezesa SN. Formalnie nie ma możliwości wywierania jakiegokolwiek wpływu na decyzję Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
– Wracając do sprawy samej ważności wyborów. Pomijając kwestie ściśle prawne – jednak w interesie państwa polskiego jest to, aby wybory się odbyły. To może jednak przymknąć oko w związku z sytuacją nadzwyczajną na wątpliwości prawne?
– Ale taka argumentacja mnie nie przekonuje. Nie można łamać prawa dla osiągnięcia rezultatu, który później będzie rzutować na stanowienie prawa w Polsce. Bo przecież wybrany później w wątpliwy sposób prezydent będzie podpisywał bądź wetował uchwalone ustawy. Dlatego moim zdaniem należy zostawić Sąd Najwyższy w spokoju i poszukać innej drogi, do wyjścia z tej patowej sytuacji.
– Pytanie tylko, jaka to powinna być droga?
– Są dwie możliwości: zarządzenie wyborów na 23-go maja. Marszałek Sejmu może to zrobić, ponieważ obowiązuje ustawa z 6-go kwietnia, dająca marszałkowi Sejmu takie prawo, które może on wykonać do 23-go maja . Byłoby to rozwiązanie niezgodne z konstytucją, ale zgodne z ustawą. I drugie rozwiązanie to wprowadzenie stanu klęski żywiołowej i przedłużanie go do czasu, aż pandemia się skończy.
– Jest jeszcze wariant z dymisją Andrzeja Dudy – wtedy urząd prezydenta byłby opróżniony, a obowiązki głowy państwa przejęłaby marszałek Sejmu. Rozpisałaby wtedy nowe wybory.
– To byłoby bardzo dobre rozwiązanie także z przyczyn symbolicznych. Bo prezydent Andrzej Duda wziąłby na siebie symboliczną odpowiedzialność za fatalną sytuację, w której jako państwo się znaleźliśmy. A ktoś odpowiedzialność ponieść powinien. Ale to rozwiązanie ma też swoje wady.
– Jakie?
– Po pierwsze nie opłaca się politycznie prezydentowi, który musiałby tłumaczyć dymisję przed elektoratem, a ubiega się przecież o reelekcję. Po drugie – byłoby to jednak wobec prezydenta niesprawiedliwe, a wręcz krzywdzące.
– Dlaczego?
– To nie prezydent Andrzej Duda ponosi odpowiedzialność za to, co się stało. Owszem, podpisał niezgodną z konstytucją ustawę, nie pierwszy, i nie ostatni raz. Ale pełną odpowiedzialność ponoszą przedstawiciele rządu i większości parlamentarnej.

Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj