"Super Express": - Lekarze zaostrzają protest przeciwko nowemu systemowi wystawiania recept. Nie podoba im się zwłaszcza kara tzw. niezależnej refundacji. Co to takiego?
Konstanty Radziwiłł: - Chodzi o kwotę, jaką NFZ dopłaca do danego leku, gdy pacjent kupuje go w aptece. Jeśli lek kosztuje 100 zł, a pacjent w wyniku decyzji refundacyjnej płaci 30 proc., to NFZ dopłaca 70 zł. I to jest właśnie wysokość tej potencjalnej kary dla lekarza, jeśli błędnie wystawił receptę.
- Błędnie, czyli jak?
- Np. pacjentowi, który nie jest ubezpieczony. Problem w tym, że w Polsce prawie wszyscy są ubezpieczeni, ale "prawie" robi dużą różnicę. Nie ma dokumentu, który by to potwierdził w sposób pewny. Pacjenci posługują się najczęściej tzw. RMUA, czyli informacją od pracodawcy o tym, z jakiego tytułu i na jakie konta przekazał wynagrodzenie pracownika. Nie jest to więc zaświadczenie dla osób z zewnątrz! Kserowanie tego dokumentu jest wątpliwe pod względem prawnym.
- Lekarz ma też obowiązek wpisania na recepcie poziomu odpłatności leku.
- Podobnie jak poprzedni, przepis wydaje się pozornie słuszny. W praktyce jest jednak absurdalny. Leki na liście refundacyjnej są podzielone na kilka grup: bezpłatne, ryczałtowe, odpłatne w 30, 50 i 100 proc. Razem to 2800 lekarstw i 186 stron gęsto zadrukowanej tabelki. Ponadto lista tych leków zmienia się co dwa miesiące. I teraz lekarze mają się jej uczyć na pamięć?
- Politycy mówią, że skoro tyle wkuwali na studiach medycznych, to mogą też taką tabelkę.
- Narzucanie ludziom, którzy mają leczyć, tego typu obowiązków, to jakiś totalny absurd. Jeśli pacjent przychodzi do apteki z receptą, na której zamiast 30 proc. lekarz wpisał 50 proc., to nikt nie będzie stratny. Pacjent zapłaci wtedy 30 proc. Tyle że nawet wtedy zgodnie z prawem lekarza tak może spotkać za to kara!
- Jaka kara?
- Dotychczasowa praktyka, choć pod nieco lżejszymi przepisami, pokazała, że może wynieść od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Wiem, że rekordzista miał zapłacić 800 tysięcy zł.
- Jak nowe przepisy wpłyną na sytuację pacjentów?
- Lekarz będzie obawiał się wziąć do ręki pióro i wystawiać recepty. Każda refundowana recepta bezpośrednio mu zagraża. Leki na najcięższe choroby są z reguły najdroższe. W rezultacie im pacjent bardziej chory, tym mocniej lekarzowi drży ze strachu ręka przy wypisywaniu recepty. Gdyby lekarze mieli się w pełni dostosować do tych przepisów, nie starczyłoby im czasu na leczenie.
- Rząd się tłumaczy, że ustawa ma zracjonalizować wydatki publiczne. Z drugiej strony chaotyczny tryb zmian, trzymanie w niepewności pacjentów i oszczędności rzędu 1 mld zł z kieszeni chorych, świadczą raczej o cynizmie.
- Dokładnie. A jeśli ktoś mówi o oszczędnościach, to nie wie, co mówi. Polska wydaje na leki per capita najmniej w Europie.
- Protestującym lekarzom zarzuca się jednak nieetyczne zachowanie. To, że w walce z rządem gracie pacjentami. Premier grozi, że "niegodnie zachowujących się" spotka kara. To raczej nie zwiastuje szybkiego kompromisu.
- Pana premiera ktoś musiał wprowadzić w błąd. Myśli tak: ktoś się czepia ustawy - to znaczy, że chce ją przewrócić do góry nogami. Tymczasem my chcemy znowelizowania ustawy tylko w jednym miejscu, tam gdzie mowa o relacjach lekarz - pacjent. Nie chcemy zmieniać wszystkiego. To, co się teraz dzieje, to igranie z bezpieczeństwem setek tysięcy albo milionów ludzi. Nie wyobrażam sobie, by do jakiegoś kompromisu nie doszło.
Konstanty Radziwiłł
Lekarz, były prezes Naczelnej Izby Lekarskiej