"Super Express": - To, co obserwujemy w Egipcie, to zamieszki na wielką skalę czy regularna rewolucja?
Konstanty Gebert: - To ewidentna zmiana władzy i jednocześnie radykalna zmiana w społeczeństwie egipskim.
- Skąd ta zmiana? Jeszcze niedawno nikt nie podejrzewał, że Egipcjanie mogą powstać...
- Rewolucje zawsze są zdumiewające, kiedy wybuchają, i oczywiste po fakcie. Niepokoje społeczne trwały w Egipcie od kilku lat, jednak dzięki sprawnej i niezwykle brutalnej policji były szybko tłumione. Tym razem zmiana przyszła z zewnątrz. Niezwykły wpływ na bieg wydarzeń miało doświadczenie tunezyjskie. Nikt nie spodziewał się, że Ben Ali padnie tak szybko. Nagle to, co niemożliwe, stało się możliwe. Jeśli można obalić prezydenta w Tunezji, to dlaczego nie w Egipcie?
- Zachód na razie czeka i obserwuje. Czyżby nie wiedział, co ma z tym fantem zrobić?
- Nikt nie wie, co ma z tym zrobić. Trochę podobne były reakcje na rozpad imperium komunistycznego. Pamiętamy, jak George Bush senior pojechał do Kijowa, żeby przekonywać Ukraińców do pozostania w składzie ZSRR. Wtedy wielu bało się wybijających na niepodległość republik, które posiadały broń jądrową. Dzisiaj boją się fundamentalistycznego reżimu islamskiego w stylu irańskim, który mógłby zapanować po obaleniu Mubaraka.
- Najbardziej przerażony sytuacją w Egipcie jest Izrael...
- Każdy wyobrażalny scenariusz jest dla Izraela niedobry. Trudno się spodziewać, że jakakolwiek następna władza egipska będzie równie wiarygodnym partnerem dla Izraela jak Mubarak. Przez ostatnie 25 lat władze w Jerozolimie żyły w przeświadczeniu, że na froncie egipskim nic mu nie zagraża, a tym samym żadna wojna z krajami arabskimi nie jest możliwa. Teraz nie mogą już czuć się tak bezpiecznie.
- Bractwo Muzułmańskie, uważane za największą siłę opozycyjną wobec reżimu, może przejąć władzę?
- Są najsilniejszą opozycją. Ale na ile silną, nikt tego nie wie, ponieważ jako organizacja zdelegalizowana nie mogli nigdy tego skonfrontować. Z całą pewnością będą częścią przyszłej władzy.
- Środowiska religijne u władzy to duże zagrożenie?
- Sam fakt, że mogą dojść do władzy, nie musi oznaczać niczego złego. Wszystko zależy, czy będą szli drogą Ankary czy Teheranu. Trzeba pamiętać, że doświadczenie rewolucji islamskiej w Iranie jest ostrzeżeniem dla całego świata muzułmańskiego. Bez względu na to, jakie mogą być ukryte dążenia ruchów islamistycznych, będą się starały, żeby ich nie utożsamiano z pomysłami irańskimi. Nie mówiąc już o tym, że w Egipcie Iran jest niezwykle niepopularny jako państwo. Egipcjanie nadal pamiętają entuzjazm, z jakim Teheran przyjął zamordowanie prezydenta Anwara Sadata w 1981 r.
- Jeden ze scenariuszy wydarzeń przewiduje przejęcie władzy przez wojsko...
- Należy się spodziewać, że nowy rząd, który powstanie w najbliższych dniach, będzie miał bardzo silny składnik wojskowy. Sama armia będzie też próbowała sterować procesem zmian. Na pewno będzie bardziej elementem kontrolującym niż samodzielnym graczem politycznym. Widzimy zresztą, że wojsko nie opowiedziało się po stronie prezydenta. W poniedziałek zapowiedziało natomiast, że nie stanie na drodze słusznych dążeń ludu.
- Wtorkowe demonstracje to punkt zwrotny wydarzeń w Egipcie?
- Moim zdaniem będzie to przypieczętowanie punktu zwrotnego, jakim była poniedziałkowa deklaracja armii.
- Krwawe stłumienie zamieszek jest jednak możliwe?
- Możliwe jest wszystko. Securitate strzelało na ulicach Bukaresztu, kiedy rewolucja w Rumunii już wygrała. Mamy przecież jeszcze policję znienawidzoną przez społeczeństwo, a niezwykle wierną prezydentowi. Dużo trudniej jest tu przewidzieć bieg wydarzeń. Z jednej strony policja może się starać wkupić w łaski nowego reżimu. Z drugiej zaś można spodziewać się z jej strony ataków i prowokacji.
- Bliski Wschód jest gotowy na demokrację w zachodnim stylu?
- Nikt nie jest gotów do demokracji. Trzeba się jej uczyć nieustannie. Jak widać na przykładzie współczesnej Europy, żadna lekcja nie jest odrobiona raz na zawsze. Z całą pewnością bieg wypadków w Egipcie jeszcze nieraz rozczaruje samych Egipcjan i tych, którzy Egipcjanom dobrze życzą. Rzecz w tym, że nie ma innej drogi, żeby nauczyć się demokracji niż praktykowanie jej. Ze wszystkimi błędami, które można popełnić po drodze.
Hosni Mubarak (82 l.)
Prezydent Egiptu od 1981 r. po zabójstwie przez fundamentalistów Anwara Sadata. Sławę zyskał jako bohater wojny z Izraelem w 1973 r. Jako prezydent prowadził pokojową politykę wobec Izraela. Wsparł Zachód podczas pierwszej wojny w Zatoce, za co anulowano mu 14 mld dolarów długu. Przeżył 6 zamachów na swoje życie.
Konstanty Gebert
Dziennikarz "Gazety Wyborczej"