Konstanty Gebert

i

Autor: archiwum se.pl

Konstanty Gebert: Interwencja korzystna dla Rosji

2013-08-28 4:00

W Syrii Stany Zjednoczone mają wyłącznie złe opcje - uważa Konstanty Gebert

"Super Express": - Rok temu prezydent Obama powiedział, że nieprzekraczalną granicą dla działań Baszara al-Assada w walce z rebeliantami jest wprowadzenie na pole walki broni chemicznej. Teraz amerykańska administracja jest niemal pewna, że za zeszłotygodniowy atak bronią chemiczną na przedmieściach Damaszku odpowiada syryjski reżim. Myśli pan, że Stany Zjednoczone będą musiały zaangażować się w konflikt w Syrii?

Konstanty Gebert: - Bez wątpienia, choć trzeba przyznać, że nie mają najmniejszej ochoty na interwencję. Niedawno udało im się wyplątać z Iraku, teraz wycofują się z Afganistanu, a do tego wszystkiego 2/3 amerykańskiej opinii publicznej jest przeciwne angażowaniu w Syrii.

- Przyznam, że nie zazdroszczę Obamie. Jakąkolwiek decyzję podejmie, będzie ona zła. Z jednej strony interwencji nie da się uniknąć ze względu na wizerunek Stanów Zjednoczonych jako światowego strażnika praw człowieka, a z drugiej - Amerykanie doskonale wiedzą, jaka panuje sytuacja w Syrii i ewentualny upadek Assada niczego nie rozwiąże, a nawet pogłębi chaos.

- Faktycznie, Stany Zjednoczone mają wyłącznie złe opcje. Jeżeli uderzą w Syrii, a wszystko na to wskazuje, ich atak będzie miał na celu ukaranie Assada za użycie broni chemicznej i zapewnienie, że w przyszłości do takich środków się nie ucieknie. Natomiast Amerykanie w żaden sposób nie będą dążyć do obalenia reżimu właśnie ze względów, o których pan mówi. Wcale nie jest jasne, czy następcy Assada będą lepsi. Myślę zresztą, że interwencja na Bliskim Wschodzie nie dotyczy nawet samej Syrii. Amerykanom głównie chodzi o Iran.

- Co chcą udowodnić ajatollachom?

- Jeżeli Amerykanie nie wprowadzą w czyn słów Obamy sprzed roku, które pan przywołał, to ich groźby, że użyją siły, by powstrzymać Teheran przed uzyskaniem bomby atomowej, będą zupełnie niewiarygodne. Interwencja będzie więc ostrzeżeniem dla Assada i Chamenei, ale także sygnałem wysłanym Jerozolimie, że Izraelczycy nie mogą działać na Bliskim Wschodzie na własną ręką, choć mają takie pokusy, ponieważ Amerykanie dotrzymują słowa. Problem jest tylko jeden.

- Jaki?

- Nadal nie mamy jednoznacznych dowodów, że to reżim użył broni chemicznej. Oczywiście, trudno przypuszczać, że rebelianci mogli tego dokonać na taką skalę, ale Rosja ma argument, że wszelka amerykańska interwencja będzie brutalnym pogwałceniem prawa międzynarodowego.

- Rosja ma w ręku przykład z Iraku, kiedy to do usprawiedliwienia ataku na tej kraj użyto argumentu o posiadaniu przez Saddama Husajna broni chemicznej. Dziś wiemy, że wywiad wprowadził wtedy wszystkich w błąd.

- Oczywiście. Na zdrowy rozum amerykańskie oskarżenia są wiarygodne, ale bez twardych dowodów trudno będzie je udowodnić. Zresztą Rosjanie i Chińczycy z całą pewnością zawetują interwencję pod egidą ONZ. USA w tym wypadku pozostanie odwołanie się do precedensu kosowskiego, ale w tym celu będą musiały zmobilizować swoich sojuszników w NATO i z krajów arabskich. To może być jednak politycznie kosztowne.

- Myśli pan, że jakakolwiek interwencja USA w Syrii, nawet taka w stylu libijskim z punktowymi nalotami i wprowadzeniem strefy zakazu lotów nad Syrią, spowoduje histeryczną reakcję Rosji, dla której Syria i Assad to oprócz Hamasu jedyny jej sojusznik na Bliskim Wschodzie?

- Moim zdaniem, ta interwencja sprawi Rosji wiele radości. O tyle jej to na rękę, że raz jeszcze będzie mogła pokazać, że jest lojalnym sojusznikiem. Konsekwentnie popiera Assada, który skoro wojny domowej do tej pory nie przegrał, już jej raczej nie przegra, podczas kiedy Amerykanie seryjnie porzucają swoich sojuszników, jak choćby Mubaraka w Egipcie. Innymi słowy, dobrze za patrona mieć Moskwę, a nie Waszyngton. Paradoksalnie atak Stanów Zjednoczonych będzie też sprzyjał Assadowi.

- W jaki sposób?

- Uznaliśmy już, że celem USA nie jest obalenie syryjskiego reżimu. Na krótką metę amerykańska interwencja spowoduje mobilizację syryjskiej opinii publicznej wokół Assada, trochę tak, jak naloty NATO w Kosowie spowodowały mobilizację Serbów wokół Slobodana Miloševicia.

- Wracając jednak do Rosji, to Putin i Siergiej Ławrow będą musieli, przynajmniej oficjalnie, tupać nogami i grozić Zachodowi palcem. Szykuje nam się zaognienie relacji na linii Waszyngton - Moskwa?

- To zaognienie już trwa i wiąże się z Edwardem Snowdenem, który dostał azyl w Rosji. To był już prztyczek w nos dla Ameryki. Sytuacja w Syrii dodatkowo działa na korzyść Moskwy. Nie ma co jednak oczekiwać szczególnie eskalacji napięć między Rosją i USA. Wszystko jak zwykle skończy się na słowach.

Konstanty Gebert

Publicysta "Gazety Wyborczej"