"Super Express": - Mieliśmy siedzieć przy głównym stole UE, a nie zostaliśmy nawet wpuszczeni do restauracji - nowy traktat o pakcie fiskalnym podpisać możemy, ale już na szczytach Eurolandu nie będziemy mogli prezentować swoich racji. Jak to traktować?
Konrad Szymański: - To bardzo waż-na lekcja dla rządu Tuska. Wynika z niej, że prowadzenie polityki drobnych usług wobec UE nie jest receptą na budowanie swojej pozycji wewnątrz Unii. Trzeba czegoś więcej i to jest dobry moment dla Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego. Przez ostatnie sześć miesięcy zainwestowaliśmy niezwykle duży kapitał polityczny w pomoc dla Francji i Niemiec, z ich pomysłami na Unię, a w zamian dostaliśmy bardzo, bardzo mało.
- Pytanie, czy w ogóle coś otrzymaliśmy...
- Jeżeli chodzi o nasze priorytety, to nic się nie udało załatwić. Żadna ze spraw, na których naprawdę mocno nam zależało, nie została zrealizowana. I winny jest temu właśnie ów - mówiąc delikatnie - niezwykle oszczędny, stonowany ton formułowania swoich potrzeb względem Unii.
- Niektórzy powiedzą, że Donald Tusk prowadzi właśnie politykę szalenie proeuropejską i to jego droga jest słuszna.
- Tyle tylko, że gdy w końcu ktoś powie: sprawdzam! - to okazuje się, że nic z tego nie wynika. A nawet przynosi nam straty, bo chociażby tak głośne, jednoznaczne poparcie paktu fiskalnego przez ekipę Tuska było bezcelowe. Zamiast jak wiele innych państw wstrzymać się od głosu, poprosić o czas na konsultacje w parlamencie narodowym i stworzyć sobie pewne pole manewru, to my za darmo, za uśmiech i poklepanie, straciliśmy szansę na negocjowanie jego warunków.
- Rozumiem, że pana polityka zagraniczna byłaby znacznie bardziej wojownicza...
- Byłaby przede wszystkim efektem wspólnego stanowiska rządu i opozycji. Bo naprawdę to są rzeczy, które powinniśmy wypracowywać razem, dla dobra Polski. Dziś, niestety, dialogu z opozycją nie ma. A wynika to z tego, że gdy traktuje się politykę zewnętrzną jako element gry wewnętrznej - exemplum sprawa polskiej prezydencji w UE, wewnętrzny podział w Polsce osłabia znacząco naszą pozycję w Unii.
- Unii, która sama dzieli się na Unię "A" i Unię "B".
- Strach, który nam sprzedano w Berlinie i Paryżu, oparty na tym, że gdy nie będziemy zawsze entuzjastyczni, zawsze aprobujący ich działania, to znajdziemy się gdzieś z boku, jest irracjonalny. Bo dzisiaj wcale nie jest pewne, że znalezienie się gdzieś z boku nie przyniesie nam więcej korzyści. Powiem więcej - obecnie to właśnie ta Unia "B" rozwija się lepiej i sprawniej.
- Na razie jednak to strefa państw euro dla wielu ludzi wydaje się mityczną krainą luksusu i prestiżu.
- Prestiżu z kryzysem w tle i zdławionymi gospodarkami. Naprawdę, nie możemy dać sobie wmówić, że jak nie będziemy w strefie euro albo bez entuzjazmu odniesiemy się do propozycji Paryża czy Berlina, to coś stracimy, wpadniemy w czarną dziurę. Przede wszystkim musimy prowadzić realpolitik i być realistami, a nie naiwniakami.
Konrad Szymański
Eurodeputowany PiS