Konrad Szymański

i

Autor: materiały promocyjne

Konrad Szymański: KE sama nie wie, czego chce w sprawie łupków

2012-09-10 4:00

Zamieszanie w polityce energetycznej Unii Europejskiej komentuje europoseł PiS Konrad Szymański

"Super Express": - Komisja Europejska zafrasowała się raportem brytyjskiej firmy AEA Technology, który straszy negatywnymi skutkami wydobycia gazu łupkowego dla środowiska. Komisja zapowiada zmiany w unijnej legislacji dotyczącej eksploatacji tego surowca. To poważne zagrożenie dla polskich planów związanych z gazem łupkowym?

Konrad Szymański: - To zależy, jak daleko te zmiany by poszły. Jeżeli na polityczne zamówienie zmieniono by kilkanaście kluczowych dla tej branży dyrektyw, to nawet jeśli wydobycie gazu łupkowego byłoby nadal legalne, mogłoby stać się po prostu nieopłacalne. Obciążenia administracyjne stałyby się bowiem dla inwestorów tak duże, że zwyczajnie porzuciliby rynek europejski.

- Jest możliwe, że Unia Europejska przy okazji zmian legislacyjnych wprowadziłaby wręcz moratorium na wydobycie gazu, idąc za przykładem Francji?

- Na szczęście Wspólnota nie ma kompetencji w bezpośrednim kształtowaniu polityki energetycznej, więc nie może wprowadzać w kwestii łupków żadnych moratoriów. Jedyne, co może, i ma tu ogromne możliwości, to pozbawić rentowności te inwestycje, wprowadzając zawyżone normy ekologiczne.

- Jakie są szanse, że tak dramatyczne zmiany legislacyjne zostaną wprowadzone?

- Wygląda na to, że na dziś KE sama nie wie, czego chce. W jednym tygodniu ogłasza raport, który mówi, że łupki to szansa, a zaraz potem przedstawia studium, wskazujące na to, iż z łupkami trzeba ostrożnie, bo stanowią zagrożenie dla środowiska.

- Rzeczywiście, najpierw ogłoszono, że co prawda gaz łupkowy nie zmniejszy uzależnienia Europy od importowanego gazu, ale przynajmniej to uzależnienie nie wzrośnie. Teraz mamy obiekcje Brytyjczyków. To rozdwojenie to jedynie efekt zasięgania opinii z różnych źródeł?

- Chodzi o to, że poszczególne dyrekcje generalne KE prowadzą politykę na własną rękę i niektóre z nich są wyjątkowo podatne na czarne scenariusze związane z gazem łupkowym. W tym względzie przoduje dyrekcja ds. środowiska.

- Myśli pan, że pracują tam tak zadeklarowani ekolodzy czy raczej poddają się wpływom lobby, którym nie w smak wydobycie gazu łupkowego?

- Wydaje mi się, że dyrekcja ds. środowiska, podobnie zresztą jak komisja środowiska w Parlamencie Europejskim, jest nieproporcjonalnie przychylna ekologii, zapominając jednocześnie o innych, pozytywnych aspektach zjawiska zwanego gazem łupkowym. Liczę, że kiedy KE będzie już kolegialnie obradowała na ten temat, wyważy stanowisko. Dziś mamy po prostu całkowicie niespójny przekaz. Co więcej, to czarnowidztwo wokół łupków prezentowane jest przez firmy, które są w wyraźnym konflikcie interesów.

- Sama firma AEA Technology jest podejrzewana o sprzyjanie Gazpromowi, który łoży niemałe pieniądze na walkę z łupkami.

- Oprócz zleceń ze strony Gazpromu współpracuje ona z firmami z branży nuklearnej, która to branża także widzi zagrożenie w rozwoju eksploatacji gazu łupkowego. Podobną sytuację mieliśmy w PE, gdzie raport na ten temat przygotowywała firma związana z branżą energii odnawialnej. Tego typu podmioty nie powinny otrzymywać zleceń analitycznych, ponieważ ich interesy są w innych obszarach energetyki i działanie przeciw łupkom jest im na rękę.

- Komisja weźmie sobie ten brytyjski raport do serca, mimo że są też raporty środowiskowe, które nie wskazują na negatywne skutki wydobycia gazu?

- Nie mogę tego przesądzić. Niemniej Komisja powinna być niezwykle ostrożna, jeśli chodzi o podejmowanie działań legislacyjnych w oparciu o tego typu raporty czy analizy, które przedstawiają komercyjne firmy. Ryzyko wspomnianego konfliktu interesów jest zbyt duże.

- Komisja Europejska ma wyraźny problem z gazem łupkowym. Jak w tym kontekście rozumieć wszczęte przez nią postępowanie badające praktyki monopolistyczne Gazpromu w naszej części Europy?

- To świadczy o głębokim rozdwojeniu jaźni w KE. Nie można jednocześnie mówić, że zależy nam na dywersyfikacji dostaw surowców, bo w tym kontekście odbywa się postępowanie Komisji, a następnie tłamsić rozwój własnych źródeł gazu, zapowiadając zaostrzenie legislacji.

- Niemniej, skoro Komisja podjęła taką decyzję o postępowaniu wobec Gazpromu, znaczy to, że ma mocne dowody?

- KE już od jakiegoś czasu przygląda się działalności Gazpromu. Nie podjęłaby ona decyzji o wszczęciu kolejnego etapu śledztwa w tej sprawie, gdyby nie dysponowała poważnymi przesłankami. Zebrane dokumenty w kilkunastu firmach, które są kontrahentami Gazpromu, w tym PGNiG oraz Gazsystem, dały bardzo poważne podstawy do podjęcia takiego kroku.

- Bruksela oficjalnie zarzuca Gazpromowi ograniczanie dostępu innym firmom do sieci przesyłowych, utrudnianie dywersyfikacji oraz zawyżanie cen surowca. To bardzo poważne zarzuty.

- Zgadza się. Te zarzuty mogą skończyć się bardzo wysokimi grzywnami, analogicznymi do tych, które KE nałożyła np. na Microsoft kilka lat temu. To olbrzymie sumy, które są odczuwalne dla każdego przedsiębiorstwa. Nawet takiego giganta jak Gazprom.

- Rosyjscy eksperci, którzy wypowiadali się na ten temat na łamach rosyjskiej prasy, drżą, że to, co oficjalnie przedstawiła KE, nie jest wszystkim, co ma ona przeciwko Gazpromowi. Czego jeszcze możemy się spodziewać?

- Wszystkie te trzy problemy, które zostały poruszone przez Komisję, zupełnie wystarczą, aby wyegzekwować konkurencję na wspólnym rynku w Europie Środkowej, poprawić sytuację odbiorców gazu oraz zwiększyć pozycję negocjacyjną dla takich podmiotów jak PGNiG, które dziś trzymane są za gardło i którym dyktuje się zawyżone ceny gazu.

- Ci sami eksperci z Rosji uważają, że oprócz dotkliwych kar finansowych Gazprom może zostać zmuszony do renegocjacji kontraktów gazowych. To prawdopodobne?

- To bardzo prawdopodobny scenariusz. Jeśli KE potwierdzi swoje zarzuty, można oczekiwać, że dojdzie do renegocjacji mechanizmów cenowych. Byłoby to bardzo na rękę odbiorcom gazu. Pamiętajmy, że PGNiG już dziś prowadzi arbitraż w tej sprawie i to postępowanie to bardzo poważne wzmocnienie pozycji firm, które spierają się z Gazpromem o formuły cenowe narzucane przez Rosjan.

- Możemy się spodziewać, że w końcu nie będziemy mieli w Polsce najdroższego gazu w Europie?

- Jeżeli cały ten proces, wszczęty przez KE, będzie miał szczęśliwy koniec, możemy być pewni, że nie będziemy już rekordzistami w opłatach za gaz. Zalecałbym jednak ostrożność, ponieważ postępowanie w sprawie Gazpromu będzie trwało dość długo i będą mu towarzyszyły bardzo poważne spory prawne. Nie spodziewajmy się, że Rosjanie tak łatwo odpuszczą. Niemniej samo wszczęcie postępowania przez Brukselę to krok we właściwym kierunku.

Konrad Szymański

Europoseł PiS