"Super Express": - Dzięki kłótni o odpowiedzialność za przyjęcie pakietu klimatycznego wróciła sprawa jego niekorzystnych dla Polski zapisów. Abstrahując od jałowych dyskusji polityków, co nam wkrótce może grozić?
Konrad Szymański: - Pakiet klimatyczny już dziś jest kulą u nogi europejskiej, a zwłaszcza polskiej gospodarki. Szczególnie branże energochłonne ponoszą ogromne, nieporównywalne z resztą świata, koszty swojej działalności. Sprawa polityki klimatycznej musi więc wrócić na agendę UE. I wraca.
- Skąd ten powrót do, wydawałoby się, zamkniętego rozdziału?
- Chodzi głównie o kryzys ekonomiczny. Unaocznił on wielu politykom europejskim, że polityka klimatyczna przynosi uboczne efekty, za które nikt nie chce wziąć odpowiedzialności. Sztuczne podwyższanie cen energii sprawia, że Europa nie może odbudować miejsc pracy. A mogą być odbudowane głównie w przemyśle, który duszony jest sztuczną polityką proekologiczną. Zaostrzaną zresztą. Stąd koniunktura na zmiany.
- Jak się objawia?
- Dowodem jest choćby to, że Angela Merkel w ubiegłym tygodniu skutecznie zablokowała politykę klimatyczną w zakresie produkcji nowych samochodów. Coraz więcej polityków myśli więc naszymi kategoriami. Powinniśmy powtórzyć jej argumentację, kiedy broniła niemieckich producentów samochodów.
- Kiedy więc wicepremier Piechociński mówi, że potrzeba modyfikacji zapisów paktu klimatycznego, nie są to wyłącznie jego bajania?
- Polska ma wyjątkowy powód, żeby przejść do ofensywy. Do tej pory musieliśmy bronić się przed propozycjami zaostrzania polityki klimatycznej, które przychodziły z Brukseli. Dziś jest czas, aby głośno powiedzieć, że skutki gospodarcze pakietu, nie tylko dla Polski, są naprawdę katastrofalne.
- Możemy rzucić liczbami - ile miejsc pracy tracimy już dziś i będziemy tracić w najbliższej przyszłości?
- Łatwiej będzie pokazać, jak odbudowuje się gospodarka USA bez polityki klimatycznej. Nie wiadomo dokładnie, jak będzie wyglądać polityka klimatyczna w najbliższych latach. Widać już jednak, że przedstawiciele branż energochłonnych są wybitnie zaniepokojeni tym, czy przy zaostrzających się cały czas zapisach polityki klimatycznej miejsca pracy przez nich tworzone przetrwają. Natomiast odbudowa bazy przemysłowej w Stanach Zjednoczonych miała miejsce głównie z uwagi na niższe ceny energii. Pomogło to USA zacząć powoli odzyskiwać wigor gospodarczy. To bardzo dobry przykład, który powinien stać się inspiracją dla europejskich przywódców. Tym bardziej że to już ostatni dzwonek, żeby skorzystać z koniunktury na zmiany.
- Dziś w interesie całej Unii Europejskiej powinno być to, żeby wszystkie gospodarki państw członkowskich się rozwijały. Przywódcy unijni powinni jeszcze raz przyjrzeć się Europie Środkowo-Wschodniej, w którą pakiet klimatyczny uderza najbardziej.
- Staramy się to tłumaczyć naszym europejskim partnerom. Wydaje się, że dziś cały europejski przemysł jest po naszej stronie. Mam nadzieję, że europejskie branże - stalowa, chemiczna, energetyczna, produkcji szkła czy papieru - zdołają przekonać polityków w swoich krajach, by politykę klimatyczną skorygować.
Myśli pan, że jeśli zmiany nastąpią, będą one na tyle głębokie, żeby uchronić nas przed katastrofalnymi konsekwencjami uporu UE?
Jestem przekonany, że jest dobry czas na ofensywę ws. gruntownej reformy polityki klimatycznej. W tym sensie wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego było pomocne dla polskiego premiera. Donald Tusk uzyskał bowiem bardzo wygodne usprawiedliwienie, dlaczego musi się domagać zmian. Niestety widać, że premier nie chce z tej szansy skorzystać. Woli jałowe spory z opozycją niż efektywne zabieganie o nasze interesy.
Konrad Szymański
Europoseł PiS