Konrad Szymański

i

Autor: Artur Hojny

Konrad Szymański: Chcemy kompromisu. Czekamy na opozycję

2016-03-14 3:00

"Super Express": - Zdaniem wielu komentatorów opinia Komisji Weneckiej jest może nie tyle miażdżąca wobec was, ile bardzo krytyczna. Rzeczywiście poszło wam w pięty? Konrad Szymański: - Nie zawsze w procesie negocjacji - nawet prowadzonych w dobrej atmosferze - udaje się osiągnąć zbliżenie stanowisk. W tym wypadku byliśmy tylko konsultowani. Komisja działa całkowicie niezależnie od rządów państw. Opinia składa się z dwóch części. Jedna - zbieżna z mandatem, jaki daliśmy Komisji Weneckiej - dotyczy kwestii ustrojowych i myślę, że choć wiele jest w niej przewrażliwienia, to powinna się ona stać przedmiotem prac parlamentu. Na pewno traktowałbym ją poważnie.  

- A ta druga część?

- Dotyczy składu i nominacji sędziowskich. Choć Komisja nie była o to pytana, to odniosła się do nich i co zasmucające, powtórzyła racje jednej tylko strony sporu. A przecież także druga strona ma swoje uzasadnione racje dotyczące trzech sędziów zaprzysiężonych, ale niedopuszczonych przez prezesa Rzeplińskiego do orzekania. To istotna część sytuacji kryzysowej, która została w stanowisku Komisji pominięta. Niestety, nie pomaga to w osiągnięciu kompromisu w kraju.

- Pojawiają się jednak głosy, że ocena Komisji to czysta wykładnia prawa i powinniście się do niej zastosować, zamiast uprawiać swoją polityczną grę.

- Nie wprowadzaliśmy do tego dyskursu żadnych wątków politycznych, chociaż polityczne tło zostało dostrzeżone przez Komisję Wenecką. Dostrzegła ona to, że niekonstytucyjne działania wokół Trybunału Konstytucyjnego zostały rozpoczęte przez poprzednią koalicję rządową.

- To wiemy wszyscy. Oni spalili barak, a wy fabrykę. Szkody się już dokonały.

- To, że Komisja odniosła się do tego wątku, oznacza, że nie zajmuje się ona wyłącznie kwestiami prawnymi. Natomiast my w kwestii trzech niedopuszczonych do orzekania sędziów podnosiliśmy argumenty wyłącznie prawne. Przecież oni nawet w oczach prezesa Rzeplińskiego postrzegani są jako sędziowie TK. Otrzymują decyzją prezesa TK np. wynagrodzenie sędziowskie, ale nie mogą orzekać w wyniku jednostronnej, pozbawionej podstaw prawnych decyzji tego samego prezesa Trybunału. Szkoda, że nie wzięto tego pod uwagę, bo jak wspominałem, to istotna część problemu, który mamy.

- Znając już treść opinii Komisji Weneckiej, uważa pan, że warto było w ogóle zwracać się o nią? Zbigniew Ziobro w wywiadzie już po opublikowaniu opinii nie był tym faktem pocieszony.

- Polska jest członkiem Rady Europy od 1991 roku i ta sprawa byłaby przedmiotem badania Komisji bez względu na pojawienie się polskiego wniosku. Składając wniosek, minister Waszczykowski pokazał naszą otwartość na dialog z instytucjami europejskimi i dał argumenty, które odegrały istotną rolę w czasie debaty z udziałem pani premier Szydło w Parlamencie Europejskim oraz na forum Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Łatwo się dzisiaj tego nie docenia.

- Opinia jest, jaka jest, i to, zdaniem wielu, ona będzie punktem odniesienia do oceny waszych rządów i sytuacji w Polsce. Nie boicie się tego, że swoimi działaniami skomplikowaliście sobie życie?

- Jeśli ktoś będzie chciał rzetelnie ocenić sytuację w Polsce, będzie musiał wziąć pod uwagę znacznie szerszy kontekst tej sprawy i brak jakiejkolwiek gotowości do kompromisu ze strony opozycji. Dziś sprawa Trybunału może być załatwiona wyłącznie przez kompromis polityczny i instytucjonalny. Ocena Komisji Weneckiej jest straconą szansą na to, by otworzyć drzwi do tego kompromisu. Będzie bowiem odczytana przez znaczną część opozycji jako wzmocnienie jej stanowiska. A znaczna część opozycji nie proponuje przez ostatnie miesiące niczego. Powtarza jedynie starą argumentację TK i jest przekonana, że załatwi ten problem przy pomocy instytucji europejskich. To się nie uda. To jest zły pomysł. Rozwiązanie tego problemu jest w Warszawie.

- W siedzibie PiS na Nowogrodzkiej? Wydaje się, że jako samodzielnie rządząca partia ze swoim prezydentem macie wszelkie narzędzia, żeby kryzys zażegnać.

- Nie. Przypomnę, że w styczniu pani premier zaproponowała rozmowy o kompromisie i złożyła propozycję, by opozycja mogła rekomendować większość sędziów do TK. Zostało to odrzucone. Następnie pojawiła się propozycja zmian w konstytucji przez posłów Kukiz'15, która również została zlekceważona. Była w końcu nieformalna propozycja posła Ujazdowskiego, która wychodziła daleko naprzeciw oczekiwaniom opozycji. Ale i ona nie znalazła jakiegokolwiek zainteresowania w oczach opozycji. Oczekiwałbym, żeby jednak i ona pomyślała, jak wyjść z tego kryzysu, który jest naszym wspólnym problemem, a nie problemem PiS.

- Opozycja powie, że wszystkie te kompromisy to tak naprawdę próba usankcjonowania bezprawia, które uprawiacie.

- Znam ten argument, ale powstaje pytanie, które powinien sobie postawić każdy odpowiedzialny polityk: co z tego wynika dla Polski? Możemy się takimi argumentami przerzucać do Bożego Narodzenia, tylko co z tego? My w zachowaniu prezydenta i większości parlamentarnej bezprawia nie widzimy.

- Czyli teraz, kiedy wysłaliście sprawę do Sejmu, waszym zdaniem każdy musi wykonać krok w tył?

- Z całą pewnością różne racje są po obu stronach. Sytuację pod kątem prawnym czytamy całkiem inaczej. To powoduje, że tylko kompromis polityczny może rozwiązać sytuację.

Gdzie PiS mógłby ustąpić? W czym mógłby przyznać się do błędu?

- Odpowiedź na te pytania przekracza kompetencje wiceministra spraw zagranicznych. To wszystko wymaga namysłu w parlamencie, ale także gotowości poszczególnych instytucji, by znaleźć scenariusz kompromisu. My jesteśmy do tego gotowi. Wspomniałem już o propozycjach, które są na stole i mogą stanowić punkt wyjścia do rozmów. Czekamy na opozycję.

Zobacz: Tomasz Walczak: I bez PiS z demokracją w Polsce byłoby krucho