Koniec PO. Budka: Jednoczymy się, by wygrać wybory

2025-10-24 5:00

Koniec Platformy Obywatelskiej. Wiceszef PO i europoseł Borys Budka rozwiewa wątpliwości: to nie ucieczka przed przesłością, ale strategiczne zjednoczenie z myślą o przyszłości. „Jednoczymy się, by wygrać wybory i pokonać PiS” – mówi w rozmowie z „Super Expressem”. Już w sobotę Donald Tusk przedstawi nową nazwę, a Budka podkreśla, że to naturalny krok w politycznej ewolucji i walce przed zbliżającymi się wyborami.

Borys Budka

i

Autor: Artur Hojny/Super Express Borys Budka
  • Donald Tusk ogłosi nową nazwę partii – koniec ery Platformy Obywatelskiej
  • Budka: „Nie żegnamy się z tradycją, ale musimy stworzyć szerszą formułę
  • Celem Koalicji Obywatelskiej jest zbudowanie trwałej większości przed wyborami 2027
  • W sprawie dwukadencyjności w samorządach: „Nie jest to palący problem, ale pochylimy się nad pomysłem PSL”

Budka o końcu PO: „Nie wyprowadzamy sztandaru, tylko idziemy dalej”

„Super Express”: - W sobotę kongres zjednoczeniowy PO, Nowoczesnej i Inicjatywy Polskiej. Pod jakim szyldem będzie teraz funkcjonować? Koalicja Obywatelska?

Borys Budka: - Zostawmy to premierowi Tuskowi, który ogłosi nową nazwę już w sobotę. Natomiast oczywiście będzie ona nawiązywała do tego, co już istnieje w tej chwili. Zapewni ciągłość.

- Nie uroni pan łzy, kiedy padnie hasło „Sztandar Platformy Obywatelskiej wyprowadzać”?

- Zawsze można na to patrzeć z łezką w oku, bo to ponad 20 lat tradycji i dobrych doświadczeń. Idziemy jednak do przodu. Pokazujemy, że potrafimy budować szerszą formułę polityczną; że jesteśmy ugrupowaniem, które patrzy w przyszłość. Co więcej, po tak długiej i dobrej współpracy z naszymi partnerami chcemy stworzyć trwały związek.

- A to nie jest trochę tak, że nazwa Platforma Obywatelska stała się obciążeniem i trzeba rebrandingu?

- Zmiana nazwy wiążę się z budową szerszego środowiska, a nie ze zużyciem samej nazwy. Myślę, że zawsze już będziemy z nią kojarzeni bez względu na nadchodzące te zmiany. Ja mam same dobre wspomnienia i skojarzenia z nazwą Platforma.

- Złośliwi mówią to zjednoczenie z Inicjatywą Polską i Nowoczesną to tak na naprawdę dopiero przygrywka do tego, żeby wchłonąć waszych koalicjantów. I na to ma grać Donald Tusk.

- Na Koalicji Obywatelskiej, ale też personalnie na premierze Tusku jako liderze obozu władzy, ciąży wielka odpowiedzialność stworzenia formuły, która pozwoli wygrać wybory za dwa lata. Pokazujemy, że mamy monopol na skuteczność w wygrywaniu z PiS. Oczywiście, naszych partnerów koalicyjnych traktujemy zawsze z wielkim szacunkiem i jakakolwiek szersza formuła na wybory może mieć miejsce, ale tylko wtedy, kiedy odbędzie się to na partnerskich zasadach.

Nowa formuła Tuska. „Monopol na skuteczność w wygrywaniu z PiS”

- Jeśli nie chcecie kanibalizować koalicjantów, to jakie korzyści polityczne przyniesie wam sobotnie zjednoczenie w ramach KO?

- O zjednoczeniu de facto rozmawialiśmy od samego początku. To jest istotne z punktu widzenia dalszych działań, które będą konsolidowały demokratyczne partie w Polsce.

- Czyli jednak wchłonięcie koalicjantów…

- Zawsze będę zwolennikiem mówienia o dobrej współpracy, bo dzisiejsze badania pokazują, że taka szeroka formuła na kolejne wybory dawałaby bezwzględną większość w Sejmie. Porządkowanie zaczynamy od siebie, by dać dobry przykład.

- Bez koalicjantów trudno będzie wam rządzić, a ci koalicjanci cienko przędą. Może zamiast się jednoczyć w ramach Koalicji Obywatelskiej, powinniście zadbać o ich dobrostan i utrzymanie ich nad progiem?

- Z ordynacji wyborczej wynika, że aby mieć większość w Sejmie, najlepiej zająć pierwsze miejsce na podium, bo to jest premiowane w liczbie mandatów. Jestem przekonany, że Koalicja Obywatelska za dwa lata przekroczy tę wyborczą metę jako pierwsza. Mam też nadzieję, że nasze zjednoczenie będzie stanowiło dobry wzorzec dla naszych koleżanek i kolegów i z Trzeciej Drogi, i z Lewicy, by zacieśniać współpracę. Ale my nie będziemy niczego narzucać. Sami powinni o tym zdecydować. Ja będę mocno za niech trzymał kciuki.

Dwukadencyjność w samorządach do śmietnika?

- PSL walczy, by znieść limit kadencji w samorządach, wprowadzony przez PiS. Lewica mówi, że to poprze. Wy podobno też. Czy to najszczęśliwszy pomysł?

- Przede wszystkim rozmawiamy o zaletach i wadach tego typu systemu. Tu jeszcze decyzje nie zapadły. My głosowaliśmy przeciwko wprowadzeniu dwukadencyjności w samorządzie, gdy PiS to forsował, bo była to przede wszystkim swego rodzaju kara nakładana na samorządy przez ówczesną władzę. Kara za to, że pozostawały one niezależne i nie chciały się władzy podporządkować.

- PiS już jednak nie rządzi.

- Platforma Obywatelska zawsze miała i ma zaufanie do obywateli. Naszym zdaniem, istota samorządu polega w tym, że to mieszkańcy decydują, czy chcą danego włodarza dalej, czy też nie.

- Ale dobrze pan wie, że wcale nie jest prosto obalić urzędującą władzę w samorządzie.

- Jest wiele przypadków, kiedy do tego dochodziło. Weźmy chociażby Gdynię, gdzie nie trzeba było żadnych przepisów o dwukadencyjności, by wieloletni włodarz tego miasta nie wszedł nawet do drugiej tury w ostatnich wyborach. Mieszkańcy mają więc siłę, by – gdy tego chcą – zmieniać władzę w samorządach.

- Czyli popiera pan likwidację tej dwukadencyjności?

- Ja akurat nie uważam, że problem dwukadencyjności jest tak palący, by akurat teraz się tym zajmować. Traktujemy jednak po partnersku naszych kolegów i koleżanki z PSL-u i skoro to ich projekt, to patrzymy na niego pozytywnie. Nawet jeśli niektórzy z nas mają inne zdanie.

Rozmawiał Tomasz Walczak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki