Od początku pandemii nieustannie zadajemy sobie pytanie: co jest ważniejsze bezpieczeństwo zdrowotne Polaków czy stan gospodarki. Rząd starał się utrzymać między tymi dwoma porządkami względną równowagę, ale od jesieni Polska częściej była zamknięta niż otwarta, bo druga i trzecia fala pandemii dała się nam ostro we znaki. Za każdym razem jednak w ciągu ostatniego roku, kiedy rząd łagodził obostrzenia, szybko traciliśmy czujność i częściowe nawet znoszenie ograniczeń epidemicznych traktowaliśmy jako koniec pandemii. Teraz będzie podobnie: spragnieni zakupów rzucimy się marketów i galerii handlowych, tłumnie wylegniemy na ulice, przy okazji zapominając o wszelkich środkach ostrożności, które nadal powinny nam przyświecać.
Trudno się nam wszystkim dziwić, bo przecież każdy jest już tym wszystkim zmęczony i pragnie żyć po staremu, nie zważając na dystans społeczny i pozostałe środki bezpieczeństwa. Rząd powinien to brać po uwagę, bo mimo przyspieszenia akcji szczepień nadal zbyt mało z nas jest zaszczepionych choćby jedną dawką. Wielu z nas szczepień nawet nie rozważa. W Izraelu – najbardziej zaawansowanym w szczepieniach kraju świata i Wielkiej Brytanii hurtowe znoszenie obostrzeń nastąpiło, kiedy liczba zaszczepionych znacząco przekroczyła połowę dorosłej populacji. Co więcej, Wielkiej Brytanii pandemię niemal zakończono po bardzo ostrych obostrzeniach, które pomogły szczepieniom zrobić swoje. My tak zaawansowani w walce z pandemią nie jesteśmy i do końca maja nie będziemy. I choć cieszy powrót namiastek normalnego świata, nadal pozostaje obawa, czy nie za szybko odpuszczamy twardą walkę z pandemią i czy wkrótce nie czeka nas jej czwarta fala.