Jarosław Kaczyński

i

Autor: Piotr Grzybowski/Super Express Jarosław Kaczyński

Felieton "RAZEM!"

Koniec Kaczyńskiego? Zandberg nie ma złudzeń

2022-10-01 5:20

"W Polsce przyjął się niestety brzydki zwyczaj, który zatruwa życie publiczne. Politycy, którzy poniosą porażkę w wyborach, podważają ich uczciwość. Bez żadnych poważnych dowodów sugerują w mediach, że ktoś skręcił wyniki. Oczywiście mówią to oględnie, tak żeby nie dało się ich złapać za słowo. Mediom to wystarczy. Jest news, są emocje, będzie się klikać na portalach internetowych. A czy to prawda? W sumie to drugorzędne" - napisał Zandberg.

Abramsy w Poznaniu

W Polsce przyjął się niestety brzydki zwyczaj, który zatruwa życie publiczne. Politycy, którzy poniosą porażkę w wyborach, podważają ich uczciwość. Bez żadnych poważnych dowodów sugerują w mediach, że ktoś skręcił wyniki. Oczywiście mówią to oględnie, tak żeby nie dało się ich złapać za słowo. Mediom to wystarczy. Jest news, są emocje, będzie się klikać na portalach internetowych. A czy to prawda? W sumie to drugorzędne.

Kolporterzy spiskowych teorii zwykle wiedzą, że mają one skromny związek z rzeczywistością. Sfałszowanie wyborów, na dodatek w taki sposób, żeby nikt się o tym nie dowiedział, byłoby w Polsce niezwykle trudne. Po co więc je opowiadać? Bo teorie spiskowe to chodliwy towar. Dobrze się klika w internecie. Każde wybory ktoś wygrywa, ale ktoś musi je też przegrać. Baśń o nieuczciwych wyborach działa jak balsam na obolałe rany przegranych. "Tak naprawdę wcale nie przegraliśmy, po prostu tamci okradli was ze zwycięstwa" brzmi lepiej, niż "nasz kandydat przegrał, bo mu źle poszło, a sztab schrzanił kampanię". Przy pomocy takiej baśni można utrzymać swoich w karbach. Dlatego parę lat temu, jeszcze za rządów PO-PSL, opowiadał ją Leszek Miller. Po wyborach prezydenckich można było takie teksty usłyszeć od co bardziej wzmożonych platformersów. Teraz, czując zbliżającą się porażkę, podobne sugestie znowu zaczyna wysyłać Kaczyński.

Na ostatnie wypowiedzi prezesa PiS można spojrzeć optymistycznie. To oczywisty sygnał słabości. Przywódca prawicy wysyła swoim ludziom sygnały o nieuczciwych wyborach, bo przeczuwa, że czeka go klęska. Faktycznie, od wielu miesięcy badania opinii publicznej nie dają im już szans na utrzymanie samodzielnej władzy. Na to wszystko nakładają się kłopoty gospodarcze. Przez lata wiatr dmuchał PiSowi w żagle, teraz to się skończyło. A że prawica trwale pokłócił się z całym światem, nie ma zdolności koalicyjnej z żadną partią opozycyjną, to po wyborach najprawdopodobniej dojdzie do zmiany ekipy.

Co stanie się wtedy z PiSem? Trzymane na krótkiej smyczy partie władzy, kiedy ją tracą, zwykle przechodzą ciężki kryzys. Zdarza się, że się rozpadają. Baśń o nieuczciwych, ukradzionych wyborach to pewnie ma być klej, którzy utrzyma obóz polityczny w całości. Ale ta baśń nie jest niewinna. Niezależnie od tego, czy opowiadają ją bracia Karnowscy, czy Lis z Giertychem - działa jak jad, który rozkłada wspólnotę polityczną. Bo skoro kartka wyborcza nie decyduje o tym, kto będzie rządzić, to co pozostaje? Demokracja ma milion wad, ale jedną niezaprzeczalną zaletę. O tym, kto dostanie władzę, decydujemy przy urnach, a nie bijąc się i mordując na ulicach. Ten mechanizm działa jednak tylko wtedy, gdy wszyscy w niego ufają. Jeśli ludzie przestają wierzyć w wybory, pozostaje apatia albo kryterium uliczne. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.