Marek Król: Konamy ze śmiechu

2014-03-24 3:00

Dlaczego od dłuższego czasu nie można odnaleźć malezyjskiego samolotu? Do poszukiwań włączyły się USA, Chiny, Australia i nic, kamień w wodę, nomen omen. Stało się tak, bo nie skorzystano z pomocy dwóch najlepszych komisji do wyjaśniania przyczyn katastrof lotniczych: rosyjskiej, pod kierownictwem Anodiny, i polskiej - Jerzego Millera.

Z pomocą tych komisji znaleziono by nie tylko boeinga, ale i alkotesty obciążające pasażerów, ukryte w biustonoszach stewardess. Taki dowcip krąży ostatnio w Warszawie. Skoro pojawiają się kawały polityczne, to znaczy, że naród polski budzi się do życia tak, jak to było w PRL przed upadkiem władzy. Premier zrobił ostatnio publiczną wywiadówkę Bartkowi Arłukowiczowi i wpisał mu do dzienniczka ocenę zadowalającą ze skracania kolejek. Mój znajomy z Facebooka natychmiast przysłał mi anegdotę leczącą śmiechem. Cóż, tylko takie leczenie jest w Polsce powszechnie dostępne. Oto dwóch małżonków z dwudziestoletnim stażem zastanawia się, jak uatrakcyjnić pożycie. Próbowałem w sypialni stosować z żoną przebieranki - żalił się jeden z mężów - niestety, fatalnie to się dla mnie skończyło. Bawiliśmy się z żoną w doktora. Ona była lekarką, a ja pacjentem. - I dlaczego wam nie wyszła ta przebieranka? - Bo żona, przebrana za lekarkę, powiedziała mi, że mam zgłosić się za trzy miesiące. I tak dowcipne społeczeństwo odreagowuje zapowiedzi premiera, że razem z Arłukowiczem bohatersko zwalczą limity, które sami wprowadzili. Na razie dotyczy to tylko chorych na nowotwory, którzy błyskawicznie, bo w ciągu trzech miesięcy, będą mogli skorzystać z pomocy służby zdrowia. Kiedy premier z takim znawstwem wypowiadał się na temat chorych onkologicznie, przypomniało mi się, jak w 2006 r.

w kolejce czekała siostra Tuska z rozpoznanym nowotworem mózgu. I choć Tusk był wówczas w opozycji i rządziło PiS, potrafił załatwić siostrze błyskawiczną operację w renomowanej klinice w Hamburgu. Pisowskie Ministerstwo Zdrowia znalazło środki ze specjalnej puli na tę operację, a zasługi przypisała sobie minister Ewa Kopacz, co otworzyło jej drogę do kariery politycznej. Nie przypominałbym tego, gdyby premier z takim przejęciem nie mówił o konieczności skrócenia kolejek do specjalistów, które teraz przerzuci się do lekarzy pierwszego kontaktu. Moja osiemdziesięcioletnia teściowa oszaleje z radości. Niedawno, po czterech miesiącach oczekiwania, w umówionym dniu stawiła się do okulisty. Jakież było jej zdziwienie, kiedy dowiedziała się, że nie będzie przyjęta, bo poznańska okulistka musiała iść z wnukiem do lekarza. Następną wizytę wyznaczono za półtora miesiąca, pod koniec kwietnia. Gdybyśmy byli w UE, to pacjentka zostałaby przeproszona przez lekarkę, a wizytę wyznaczono by na dzień następny. Niestety, żyjemy w postsowieckim systemie i jeśli pacjent nie nazywa się Tusk, Komorowski, Jaruzelski lub Kiszczak, to jest śmieciem w systemie opieki zdrowotnej. Okupującym parlament rodzicom dzieci niepełnosprawnych premier Tusk jasno wyłożył zasadę egoizmu społecznego rządzących: wszyscy myślą tylko o sobie, żalił się Tusk, tylko ja myślę o mnie. I tak konamy ze śmiechu, słysząc, że kolejki do specjalistów będą krótsze i… weselsze.