1 września posłowie Lewicy (przedstawiciele SLD, Wiosny i Razem) zaprezentowali mediom wniosek o dymisję szefa MON. Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej przekonywali oni, że działania Piontkowskiego "doprowadziły do tego, że w polskich szkołach nie możemy mówić dziś o bezpieczeństwie". - Szkoła znalazła się dzisiaj przed szeregiem wyzwań, co do których mamy przekonanie, że minister Piontkowski nie jest i nie będzie w stanie im sprostać. Stąd wniosek o jego odwołanie - tłumaczyła jedna z liderek Lewicy.
Tymczasem, według najnowszych ustaleń Wirtualnej Polski, na szumnych zapowiedziach temat najprawdopodobniej się zakończy. Czemu? Dzień przed pierwszym po wakacjach posiedzeniem Sejmu (16-17 września) (a więc ponad dwa tygodnie po konferencji przedstawicieli Lewicy) wniosek o odwołanie ministra edukacji nadal nie został złożony. Przyczyna jest prozaiczna: Lewica nie zebrała wystarczającej liczby podpisów. Do złożenia wniosku o wotum nieufności potrzeba złożyć wymaganą liczbę 69 podpisów, podczas gdy cała Lewica liczy 49 posłów.
Zastanawiające jest jednak, że np. przedstawiciel Platformy Obywatelskiej zdradził, że do jego ugrupowania nikt w tej sprawie się nie zgłosił.
Innymi słowy do czasu planowanej rekonstrukcji rządu debata nad politycznym losem Dariusza Piontkowskiego oraz sytuacją w oświacie się nie odbędzie.