Bronisław Komorowski gościł w "Kropce nad i". Były prezydent odniósł się do poniedziałkowego wydarzenia, którego bohaterem byli ministrowie Błaszczak i Kamiński. Przedstawiono na niej materiały, które - jak poinformowano - pochodzą z telefonów komórkowych zatrzymanych imigrantów i wskazują na ich możliwą działalność terrorystyczną lub powiązania z organizacjami paramilitarnymi. Dodatkowo służby badające tożsamość i wiarygodność osób przebywających w ośrodkach strzeżonych miały zidentyfikować dowody na działalność pedofilską oraz dowody zoofilii. Zgodnie z ustaleniami portalu OKO.press jedna z fotografii, którą pokazali ministrowie, to ujęcie, które może pochodzić ze starego nagrania dostępnego w internecie. Zdaniem Komorowskiego opisane zdarzenia miały być pretekstem do tego, by w oczach opinii publicznej usprawiedliwić przedłużenie stanu wyjątkowego, o którym dziś debatuje Sejm.
- Za trzecim razem, jakby chcieli przedłużyć, to pewnie powiedzą, że jest zagrożenie kosmitami. Bo to wszystko jest niesprawdzalne - powiedział Komorowski i dodał. - Natomiast władza państwa polskiego, jeżeli stosuje tego rodzaju brudne metody, odczłowieczając tych ludzi, (...), sama sobie wydaje najgorsze świadectwo - stwierdził. Zdaniem Komorowskiego cała sytuacja "odbije się szerokim echem na świecie, kompromitując Polskę".
Były prezydent ustosunkował się także do odesłania na Białoruś migrantów, wśród których były dzieci.- Tu nie ma dobrego wyjścia. Gdzieś trzeba szukać drogi między bezwzględnością państwa w zwalczaniu prowokacji politycznej ze strony pana Łukaszenki, który wypycha tych nieszczęśników na polską granicę, a naturalną potrzebą polskiego społeczeństwa, a przynajmniej jego części, żeby czuć się w miarę przyzwoicie w obliczu tego nieszczęścia - przekonywał.
- Wydaje mi się, że to, co się stało z tymi dziećmi, pozbawia nas chociaż drobnej nadziei, że doczekamy się jakiegoś komfortu w postaci działania państwa polskiego, które by pokazało ludzką twarz w tej sytuacji - kontynuował.