Express Biedrzyckiej

Komorowski: Polska jest prymusem NATO

2024-03-12 15:21

Bronisław Komorowski, były prezydent RP: - Polska od 2001 r. była zawsze prymusem jeśli chodzi o łożenie pieniędzy na modernizację techniczną i pamiętam jak prezydent Obama w czasie pobytu w Warszawie, w gronie wszystkich europejskich premierów i prezydentów, chwalił za to Polskę. (…)

Super Express: Panie prezydencie, jaki jest bilans 25-leci uczestnictwa Polski w strukturach NATO?

Bronisław Komorowski: Jest niesłychanie pozytywny. Ale chyba warto wspomnieć, że zanim doszło do członkostwa, to trzeba było pokonać całą masę przeszkód. To nie było tak, jak dziś może wyglądać, że nas do tego NATO zapraszano, wręcz odwrotnie, mało kto chciał nas tam widzieć, bo dla większości ludzi Zachodu byliśmy raczej dostarczycielami kłopotów niż jakichś nowych szans. Myśmy się do NATO wbili, korzystając oczywiście z pomocy środowisk, które powoli na Zachodzie powstawały i zaczynały Polskę wspierać. Mieliśmy też oczywiście wielkich przyjaciół i tych, którzy organizowali lobbing na rzecz Polski, np. Jan Nowak-Jeziorański czy Zbigniew Brzeziński. (…) Ale pamiętajmy, że to nie była droga usłana różami.

- Najpierw trzeba było dogadać się z Rosjanami i wiemy, że tu wiele zdziałała warszawska rozmowa Lecha Wałęsy z Borysem Jelcynem w 1993 r.

- To prawda. Jelcyn został rzeczywiście jakoś uwiedziony przez Wałęsę, ale jak wrócił do Moskwy to zmienił zdanie. Więc postradziecka Rosja wcale nie zaakceptowała tego czego my sobie życzyliśmy jeśli chodzi o stosunek do NATO. W Polsce też nie było tak łatwo, bo np. lewica zgodziła się na dążenie do członkostwa w Sojuszu dopiero w 1994 r., bardzo późno. (…) Ale Pani pytała co się zmieniło… zmieniło się bardzo wiele. Ja miałem honor być ministrem obrony narodowej, kiedy Polska była już członkiem NATO i przypadło mi w udziale zadanie spełnienia polskich obietnic, które składano żeby nas przyjęto, a robiło to dwóch prezydentów i co najmniej trzech premierów, kilku ministrów, tylko zapomniano o pieniądzach na spełnienie tych obietnic.

- Tym bardziej, że polska armia była na sowiecki wzór rodem z Układu Warszawskiego i potrzebowała natychmiastowej modernizacji.

- No tak. I będę to zawsze przypominał z dumą, ale udało się wtedy przeprowadzić dwie fundamentalne ustawy dotyczące wojska, które nam pozwoliły zyskać wiarygodność sojuszniczą. To było o 2 proc. PKB na obronność w czasie kiedy wszystkie pozostałe kraje NATO obniżały te wydatki. (…) To była kwestia nie tylko modernizacji technicznej polskiego wojska, ale także zmiany mentalności, znajomości języków i świata, bo Polska była wcześniej częścią Układu Warszawskiego ze wszystkimi tego skutkami.

- Po jego upadku Polska była tzw. strefą buforową, między Rosją a krajami Zachodu, NATO. Gdyby nie 12 marca 1999 r., to pewnie bylibyśmy dziś w tym miejscu, w którym jest Ukraina.

- Pewnie tak, może nawet w gorszym, bo dzięki rozszerzeniu NATO, także o kraje bałtyckie, Rosja została powstrzymana w znacznej mierze w zapędach odbudowy swojego imperium, została zepchnięta dość daleko na Wschód i musiała pogodzić się z faktem, że świat wolnych narodów nie uznaje jej ograniczeń, tylko realizuje swój własny pomysł na własne bezpieczeństwo.

- Do czasu.

- Do czasu Gruzji w 2008 r. i pierwszego ataku na Ukrainę w 2014.

- Ma pan dziś przekonanie, że jeśli będzie potrzeba – oby nigdy do niej nie doszło – to art. 5 traktatu NATO zadziała?

- Jestem przekonany, że tak. NATO jeszcze nigdy nie zawiodło swoich członków. (…) To jest najpotężniejszy sojusz w historii, Rosja jest o wiele słabsza, ma mniej uzbrojenia, wyszkolonych żołnierzy, rezerw itd. Ale ma większą determinację i bezczelność nadużywania prawa międzynarodowego. (…) Polska od 2001 r. była zawsze prymusem jeśli chodzi o łożenie pieniędzy na modernizację techniczną i pamiętam jak prezydent Obama w czasie pobytu w Warszawie, w gronie wszystkich europejskich premierów i prezydentów, chwalił za to Polskę. (…)

- Czy formuła spotkania polskiego prezydenta i premiera w Białym Domu powinna nas raczej cieszyć czy niepokoić?

- Do niepokoju nie ma powodu, natomiast formuła była absolutnie wątpliwa z protokolarnego punktu widzenia. Wizyta prezydenta i premiera, premiera i prezydenta razem, jest czymś niespotykanym, ostatecznie nie wiadomo czyja jest ta wizyta… Amerykanie z dwóch zrobili jedną, na zasadzie „wash and go”. (…) Przez tę nietypowość ta wizyta może jednak choć trochę zwrócić uwagę opinii publicznej i być może prezydent Biden będzie umiał wykorzystać argumentację i sam fakt wizyty do przekonywania do wyznawanej przez niego racji w kwestiach np. pomocy dla Ukrainy. Może nie należy przywiązywać aż takiej wagi do kwestii prestiżowej, ale wszakże pod jednym warunkiem: że nie cierpi prestiż państwa, tylko polityka.

- A czyj prestiż tu ucierpiał?

- To jest taka powtórka z sytuacji kiedy prezydent Duda w trakcie wizyty prezydenta Bidena w Warszawie wycofał się z roli gospodarza podczas spotkania z mieszkańcami Polski przed Zamkiem Królewskim, tę rolę przejął ambasador USA Mark Brzeziński. A jak prezydent Duda przemawiał, to Joe Biden był nieobecny… protokół służy właśnie do pilnowania takich kwestii. (…) Rozmawiała Kamila Biedrzycka