"Super Express": - Twierdzi pan, że Bronisław Komorowski miał kontakty z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi i dlatego zdymisjonował pana z resortu obrony narodowej. Kandydat na kandydata Platformy na urząd Prezydenta RP odbija piłeczkę i mówi, że wcześniej nie podnosił pan takich zarzutów, a teraz "włączył się pan w kampanię zwalczania kandydatów PO".
Romuald Szeremietiew: - To nieprawda. O sprawie powiązań Komorowskiego z WSI mówiłem wiele razy od lipca 2001 roku, gdy zostałem odwołany ze stanowiska wiceministra obrony narodowej. Każdy, kto jest zainteresowany tematem, znajdzie to w moich wypowiedziach z ostatnich lat. Jednak dopiero teraz wszyscy się tym zainteresowali. Marszałek Komorowski również, bo wcześniej to ignorował. Wiedziałem, że kampania prawyborcza w PO to dobry moment na moje wystąpienie. Ale nie jest moją zasługą ani winą, że tak krytycznie ono zabrzmiało.
Patrz też: Pierwsze starcie Sikorski - Komorowski wygrał... Palikot
- Komorowski mówi również, że jeśli WSI miały jakieś informacje o podejrzanych zachowaniach w resorcie, należało roztoczyć "opiekę" nad odpowiednimi osobami. On sam podpisał zgodę na taką kontrolę. Czy mówiąc w ten sposób, nie ustawia się na pozycji osoby niezaangażowanej w całą sprawę i czy ma do tego prawo?
- Nie ma prawa. Byłem drugą osobą w MON, a nie jakimś urzędnikiem, który coś kombinował na boku. Jeśli minister Komorowski otrzymał od służb informacje na mój temat, powinien był od razu mnie zdymisjonować. Ale tego nie zrobił. Proszę sobie wyobrazić, że oficerowie wywiadu kontrolują drugą osobę w ministerstwie, zastępcę ministra. Przecież ja również byłem ich formalnym przełożonym! Taka sytuacja godzi w autorytet instytucji publicznych. Nie mam nic przeciwko temu, żeby mnie badano, ale tylko wtedy, gdy nie sprawuję funkcji publicznej. Pamiętam słowa Komorowskiego, gdy mnie odwoływał: "Mam wiedzę, nie mam dowodów". Pytam więc - co to była za wiedza, skoro sprawa zakończyła się moim uniewinnieniem?
- Komorowski broni się mówiąc, że gdy przygotowywane są wielomilionowe przetargi, to rzeczą naturalną jest kontrolowanie ludzi odpowiedzialnych za nie. I dodaje, że jego też kontrolowano w takich sytuacjach.
- Tak? A czy wiedział, że go kontrolowano? Kto mu zarządził kontrolę? Premier Buzek?
- Dlaczego mówi pan, że Komorowski nie ma moralnego prawa kandydować na prezydenta?
- Gdy mnie odwoływał, nawet dziennikarze mówili, że kiedyś zarzuty wobec mnie okażą się nieprawdziwe i że pozostanę człowiekiem niewinnym. Komorowski odpowiedział mniej więcej tak: "Podjąłem bardzo trudną decyzję i zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka na mnie ciąży. Jeżeliby się okazało, że Szeremietiew jest niewinny, będzie to oznaczało koniec mojej kariery politycznej, bo jako człowiek honoru nie będę mógł pełnić funkcji publicznej".
- W wywiadzie dla "Polski" sugeruje pan, że Komorowski mógł ulec lobbystom zainteresowanym przetargami zbrojeniowymi. Zakładając, że zostanie prezydentem, może mieć to wpływ np. na bezpieczeństwo państwa?
- Sytuacja jest dwuznaczna. Nie chcę jednak snuć tego typu rozważań, bo one łatwo zmieniają się w insynuacje.
Patrz też: Prawybory w PO: Bili się młotkiem, radiem i pelargoniami
- Czy oczekuje pan jakiegoś rodzaju kary dla marszałka Komorowskiego za to, że pana bezpodstawnie zdymisjonował?
- Tego nie należy rozpatrywać na gruncie prawa karnego, ale etyki. To kwestia jego sumienia. Jako człowiek religijny musi mieć wyrzuty sumienia. To dostateczna kara i żadnej innej nie oczekuję.
- Żadnych przeprosin?
- Nie mogę żądać przeprosin od kogoś, kto nie odczuwa takiej potrzeby.
- A może to nie tylko kwestia sumienia, ale i jego wiarygodności jako polityka?
- To już pytanie do wyborców. Ja na niego nie będę głosował.
Romuald Szeremietiew
Były minister obrony narodowej, profesor Krakowskiej Szkoły Wyższej i KUL