Jak się okazało, nie ma w niej miejsca dla wszystkich dziesięciu kandydatów. Podobno tego aktu wyboru dokonaliśmy my, obywatele. Już wcześniej. W poprzednich wyborach parlamentarnych. Bo w owej obecnej debacie mieliby wziąć udział jedynie kandydaci ugrupowań obecnych w Sejmie.
Usłyszałem o tym w "Siódmym Dniu Tygodnia" w Radiu Zet. Inspiratorem dyskusji i przekaźnikiem informacji był sztabowiec PiS Adam Bielan. Zadziwiłem się, podobnie jak obecny podczas dyskusji kandydat Prawicy Rzeczpospolitej Marek Jurek, dlaczego tylko kandydaci PO, PiS, PSL i SLD. Usłyszałem, że na reprezentantów tych właśnie partii wskazują też... sondaże.
I myślę, co to ma wspólnego z demokracją. Na razie wszyscy kandydaci są równi, bo wszyscy zebrali poparcie minimum 100 tysięcy wyborców.
Zadziwił się też kandydat PO - Bronisław Komorowski. I cieszę się, że się zadziwił. Pytany o możliwość debaty według Bielana, zapytał uczciwie: a co z innymi kandydatami?
Bo póki są, mają przecież takie same prawa do debaty, jak ci z czołówki... sondaży.