"Super Express": - Jutro przed komisją hazardową będzie zeznawać prezes PiS...
Jerzy Jachowicz: - Jarosław Kaczyński jest na deser, nic nie wniesie do pracy komisji. Najważniejsi świadkowie zostali już przesłuchani.
Zobacz wideo: Co o aferze hazardowej sądzą specjaliści
- Zatem czas na podsumowanie: jak pan ocenia pracę komisji?
- Jestem nią całkowicie rozczarowany. Na jej czele stoi nie przewodniczący, lecz komisarz, który pilnuje interesów PO. Jeżeli w pytaniach posłów opozycji pojawia się niebezpieczeństwo, że osoby udzielające na nie odpowiedzi zostaną wprowadzone w zakłopotanie - a są to głównie ludzie Platformy - zaczyna się blokowanie. Rozczarowany jestem także powierzchownymi pytaniami członków komisji, którzy nie domagają się tego, do czego komisja ma prawo - materiałów z Centralnego Biura Antykorupcyjnego mających związek z relacjami między biznesmenami z branży hazardowej a prominentnymi politykami PO. Dopiero rzucenie tych relacji na szerszy kontekst - a więc także na inne sprawy, które załatwiali między sobą - pozwoliłoby uchwycić istotę mechanizmu ich powiązań.
- Na czym miałby on polegać?
- Jest to mechanizm pełnej podległości polityków wobec biznesmenów - nie tylko w sprawach ustawy hazardowej. Przecież członkowie komisji mają pod ręką podejrzane interesy między Sobiesiakiem a Chlebowskim i Drzewieckim w kwestii wyciągów narciarskich. Jednak nawet tak oczywiste sprawy nie uaktywniają posłów, bo jeszcze czegoś im brak...
Przeczytaj koniecznie: Brat Mira Drzewieckiego pożyczał pieniądze od mafii
- Czego?
- Zaplecza śledczego. Przypomnijmy sobie komisję ds. afery Rywina. Jan Maria Rokita, który wywindował wówczas PO na niebotyczne szczyty, podczas obrad tej komisji - ale nie tylko on, także inni posłowie z tej komisji, korzystali z doświadczonych prawników, którzy podsuwali im pytania prowadzące do demaskowania machinacji władzy i niektórych mediów. W tej komisji brak jest takiego zaplecza. W rezultacie posłowie pracują na materiałach prasowych. I zdaje się ich to zadowalać. To samo tyczy się odpowiedzi, które słyszą - zadowalają się tymi zeznaniami konstruowanymi tak, aby omijały prawdę. Było to szczególnie widoczne w przesłuchaniach Grzegorza Schetyny, który albo zasłaniał się niepamięcią, albo zaprzeczał rzeczom oczywistym. Nikt nie próbował skoczyć mu do gardła - członkowie komisji jego słowa przyjmowali za dobrą monetę. A powinno było paść pytanie: czy pan nie wiedział o kontaktach Chlebowskiego i Drzewieckiego z Sobiesiakiem? Bo odpowiedzialność Schetyny w tej sprawie nie leży w tym, że on naciskał na twórców ustawy, lecz w tym, że doskonale musiał wiedzieć o tych kontaktach wyżej wymienionych osób i że je akceptował, choć umywał od nich ręce, na zasadzie: ja nie chcę o tym słyszeć, a wy róbcie, co chcecie.
Jerzy Jachowicz
Dziennikarz śledczy "Gazety Wyborczej" i "Dziennika", a obecnie TVP Info