„Super Express”: - Z czego wynika najnowszy konflikt władz Litwy z mniejszością polską?
Waldemar Tomaszewski: - Podkreślmy, że nie jest to nowy konflikt, tylko kolejna sprawa dokładająca się do nieustannego sporu trwającego już 20 lat. Gdzie nie spojrzeć jest problem. W Wilnie tylko 15 proc. Polaków odzyskało swoje ziemie i nieruchomości. Wokół Wilna tylko 50 proc. W całej Litwie zwrot ziem zagrabionych przez Sowietów objął już jednak niemal 99 proc. ludzi. Dziwnym trafem tylko z Polakami jest kłopot. Niedawno anulowano też ustawę o mniejszościach, co pogorszyło naszą sytuację. Teraz doszło wejście w życie nowelizacji ustawy o oświacie, która przyniosła piątkowy strajk w polskich szkołach.
Co złego oznacza ta nowelizacja?
Drastycznie pogarsza standard szkolnictwa polskiego. Co paradoksalne, ten standard był utrzymywany nawet w czasach sowieckich. To wymowne, że kraj członkowski Unii może w pewnych aspektach postępować z mniejszością gorzej, niż w czasach totalitarnych! Chcę zresztą podkreślić, że ten protest był zupełnie oddolny. Brałem w nim udział nawet nie jako polityk czy europoseł, ale po prostu jeden z rodziców. Poczucie krzywdy jest powszechne. W proteście uczestniczyły niemal wszystkie szkoły polskie. W niektórych 2 września nie pojawił się ani jeden uczeń.
Konkretnie, przeciwko czemu protestowaliście?
Zmiany w ustawie oznaczają, że wiele szkół polskich może po prostu zniknąć. W sytuacji braku pewnej ilości uczniów, protegowane będą tylko szkoły z językiem litewskim. Państwo będzie więc wspierać tylko większość. Wprowadza się też dwujęzyczne nauczanie...
To źle?
Nie jesteśmy przeciwko językowi litewskiemu. Polska młodzież zna zresztą ten język doskonale. Świadczą o tym konkrety. Po szkołach z językiem polskim na litewskie studia dostaje się 72 proc. maturzystów. To lepszy wynik niż średnia krajowa, więc niech nie twierdzą, że to ze względu na nasze dobro. Niech już nas oni nie uszczęśliwiają na siłę. Problemem jest też ujednolicenie egzaminów maturalnych z języka, z wiedzy o literaturze litewskiej. Niestety z edukacją i prawami mniejszości wygrywa tu polityka. Sam minister edukacji w oficjalnym uzasadnieniu przyznał, że zmiany wynikają z programów partii politycznych.
Po wizycie premiera Tuska ma dojść do jakiegoś kompromisu. Ale władze Litwy upierają się, że wprowadzają prawo, które funkcjonuje w Polsce.
Tych rzeczy nie da się porównać! Szkoły litewskie w Polsce otrzymują wsparcie z budżetu w wysokości 50 proc. Polskie na Litwie zaledwie 15 proc. W Polsce można też zdawać maturę po litewsku. Co więcej, w czasach PRL nie było lekcji po litewsku i sytuacja ulegała poprawie po upadku komunizmu. Na Litwie mamy odwrotną tendencję. Mieliśmy polskie szkolnictwo od 600 lat i teraz jest likwidowane. Nie widzę więc tego równego podejścia. Nie widzi jej też chyba mniejszość litewska w Polsce, bo jednak jej postulaty dotyczą innych rzeczy. Mają podwójne nazewnictwo, oryginalną pisownię nazwisk. Wszystko to jest.
Z czego biorą się te problemy? Kompleks nieco większego narodu? Zysk polityczny z konfliktu z Polakami jest naprawdę aż tak duży?
Problem jest niestety głębszy, ideologiczny. Ilustruje to wypowiedź jednej z litewskich posłanek. Z trybuny sejmowej stwierdziła: „w ciągu 20 lat zrobiliśmy porządek z Polakami w Kownie i z wami też zrobimy”. W okolicach Kowna walka z polskim szkolnictwem zaczęła się w 1926 roku. I była skuteczna. W Kownie Polacy stanowili 40 proc. 10 gmin wokół Kowna w 80 proc. zamieszkiwali Polacy. Dziś to śladowa ilość. Nie chcemy by powtórzyło się to na Wileńszczyźnie. Przymus związany z językiem oznacza brak wyboru i wynaradawianie.
Waldemar Tomaszewski
Europoseł z Litwy, przywódca AW Polaków na Litwie