Pierwsza to ci, którzy w ramach ratowania parlamentu urządzają w nim blokady, co rusz opuszczają w geście protestu sale albo starają się organizować, z marnym zresztą skutkiem, demonstracje pod Sejmem, które mają mieć jak najbardziej dramatyczny przebieg. Druga kategoria to sejmowe chamidła. Posłowie i posłanki, którzy nie potrafią przez kilka, kilkanaście godzin znieść atmosfery na tyle, że muszą rzucić mięsem, komuś ubliżyć, obrazić. Trzecia to happenerzy. Specjaliści od filmików youtubowych, piosenek, prób trafiania do najmniej zainteresowanego polityką elektoratu w dość specyficzny sposób. Byleby ich zapamiętano, dobrze czy źle - obojętne. Czwarta kategoria to owce, a raczej barany, które nic nie robiąc, zachowując się w gruncie rzeczy przyzwoicie, ale nie zwracając uwagi swoim kolegom, tym z własnych klubów, na ich zachowanie, w gruncie rzeczy firmują to, co się dzieje.
Nasz Sejm szybko zmierza do tego, by było w nim jak w Tajlandii czy na Ukrainie, gdzie regularnie pięści idą w ruch, a ranga parlamentaryzmu i demokracji jest raczej umiarkowana. W tej degeneracji ręka w rękę bierze udział totalna opozycja i rządzący. Bo pierwsi przecież wychodzą z założenia, że im większy chaos wprowadzą w Polsce, tym większa szansa na dorwanie się znowu do żłobu, a drudzy chcą pokazać, że parlament nie jest zbyt ważny, liczą się tylko rząd i prezydent.
W gruncie rzeczy prestiż i poziom polskiego parlamentaryzmu mogą przywrócić tylko wyborcy, odrzucając tych posłów, którzy z Sejmu robią zabawę w remizie opanowanej przez bandę naćpanych dresiarzy.
Zobacz także: Pawłowicz jak Kaczyński mówi do opozycji: ZAMKNIJCIE MORDY!