Donald Tusk

i

Autor: AKPA/Piętka Mieszko

Rząd Tuska nie poszaleje?

Koalicja ciepłej wody w kranie? Politolog o ograniczeniach rządu Tusk

2023-11-12 16:40

"Umowa koalicyjna i tak nie ma większego znaczenia. Możliwości przyszłego rządu będą ograniczone" - ocenia prof. Rafał Chwedoruk, wskazując na realne ograniczenia, z którymi będzie musiał się mierzyć rząd Donalda Tuska. Politolog tłumaczy też gry w obozie PiS. "Andrzej Duda walczy o to, by po zakończeniu prezydentury nie być wyłącznie prawicowym publicystą"

Tuskowi zostanie ciepła woda w kranie, a Dudzie rola prawicowego publicysty?

„Super Express”: - Polska polityka żyje w dwóch światach. W jednym Platforma, Trzecia Droga i Lewica podpisują umowę koalicyjną i prędzej czy później utworzą rząd. W drugim PiS udaje, że to on ma szansę utworzenia rządu. Zacznijmy od rzeczywistości: po umowie koalicyjnej można powiedzieć, że czyj to najbardziej będzie rząd? PO? PSL? Hołowni? Bo raczej nie Lewicy.

Prof. Rafał Chwedoruk: - Powiem przewrotnie: ta umowa i tak nie ma większego znaczenia. Możliwości przyszłego rządu będą ograniczone. Ograniczone z dwóch przyczyn. Po pierwsze, dziedziczy państwo, budżet i gospodarkę w określonym stanie. Nie będę przesądzał, czy jest w dobrym czy złym, bo to może określić zapowiadany audyt. Z drugiej strony mamy terminarz politycznych, który układa się bardzo specyficznie.

- W jakim sensie?

- Mamy wybory samorządowe, które na pewno będą jakąś weryfikacją sceny politycznej, a do których na dobrą sprawę już teraz trzeba się przygotowywać. Wbrew pozorom mogą wiele pozmieniać. Także w obrębie koalicji jeśli chodzi o wzajemny potencjał sił. Niewiele później ruszą przygotowania do kampanii w wyborach prezydenckich. Póki one się nie rozstrzygną, przyszły rząd będzie miał ogromny ogranicznik w postaci Andrzeja Dudy. Dopiero ich wyniki albo ułatwią funkcjonowania nowej większości, albo podtrzymają utrudnienia. Wszystko w tym rządzie będzie się więc działo w perspektywie krótkoterminowej. Nawet jeśli politycy mieliby dalej sięgające aspiracje, nie mają w tym momencie narzędzi do ich politycznej realizacji.

- Rozumiem więc, że mimo ogromnych oczekiwań elektoratów partii przyszłej koalicji, początek jej rządów będzie raczej wcieleniem w życie słynnego powiedzenia dotyczącego polityki, że jest ona sztuką osiągania tego, co możliwe, a tych możliwości będzie niewiele?

- Oczywiście. Dlatego strategią tego rządu – nawet jeśli miałby większe ambicje – będzie po prostu ciepła woda w kranie. Jeśli jej zabraknie, zaczną się poważne problemy polityczne, a w sytuacji koalicyjnej formuły nowego rządu, mogłyby one wstrząsnąć tymi formacjami. Dlatego na tym etapie nikt nie może mówić, że dzięki eklektycznej, bardzo ogólnikowej ktokolwiek w tej koalicji zyskał czy stracił. Są tam raczej rzeczy dosyć oczywiste, a czy działalność nowej większości sejmowej wyjdzie poza tę umowę, pokaże polityczny potencjał ujawniony najpierw w wyborach samorządowych, a potem ewentualnie w wyborach prezydenckich. Mam tu na myśli przede wszystkim kwestie światopoglądowe, ponieważ przy obecnym prezydencie realizacja niektórych progresywnych postulatów łączących Lewicę i Platformę byłaby niezwykle trudna. Dlatego będziemy mieli do czynienia ze strategią małych kroków, szukania pragmatycznych możliwości zmian. Warto jednak zwrócić uwagę na jeden istotny czynnik. Nazwałbym go psychologicznym.

- Co ma pan na myśli?

- Wielu polityków Platformy ma nie najlepsze doświadczenia jeśli chodzi o wdrażanie wielkich reform. Czy to w drugiej kadencji PO, czy to jeszcze w czasach przedplatformerskich w okresie rządów AWS i Unii Wolności. To może skłaniać ich do powrotu do lat 2007-2011, kiedy nie porywano się na zbyt wiele, co przyniosło polityczną premię w wyborach w 2011 r.. Czego nie da się powiedzieć o drugiej, bardziej reformatorskiej kadencji rządów PO-PSL.

- Tymczasem wielu interpretuje misję tworzenia rządu przez Morawieckiego jako walkę o przyszłość przywództwa w PiS. Andrzej Duda miałby się w tę walkę włączyć, eliminując rywala Morawieckiego zlecając mu samobójczą walkę o sejmową większość. To taka intryga?

- Gdyby w rzeczywiści sprowadzało się to tylko do tego, Mateusz Morawiecki mógłby po prostu odmówić. Tymczasem mamy do czynienia z jego walką o polityczne przetrwanie. Chodzi o to, by upływ czasu ograniczył nieco dyskusję o skali porażki PiS i rozmył odpowiedzialność za nią. A przecież Morawiecki jest jej symbolem, ponieważ to na niego PiS stawiało w tej kampanii, to jego uczyniło jej twarzą. To dla niego istotne, gdyż straceńcza walka Morawieckiego odwleka wewnętrzne rozliczenia w partii.

- Na tyle, że ich uniknie?

- Cóż, zakończy się ta sprawa, już będą święta, a zaraz po nich rusza kampania do wyborców samorządowych, więc pojawia się pretekst, by rozliczeń uniknąć. Oczywiście, ta gra na czas długoterminowo PiS nie służy. Może umocnić w społeczeństwie jego stereotyp jako partii, która nie chce pogodzić się z porażką; która nie przyjmuje do wiadomości, który wszyscy zrozumieli, nawet niektórzy politycy prawicy. Reasumując, Morawiecki próbuje odwlec swoje problemy, a Andrzej Duda powraca jako polityk wewnątrz obozu PiS i to o dużo większych aspiracjach, niż kiedyś.

- Może dlatego wielu łączy ambicja Andrzeja Dudy z awanturą w NBP, gdzie dawny prezydencki minister Paweł Mucha rzucił się do gardła człowiekowi Kaczyńskiego – Adamowi Glapińskiemu. Wyłania się z tego aż tak skomplikowana intryga?

- W przypadkową zbieżność zdarzeń już dawno przestałem wierzyć. Polska polityka jest bardzo sprofesjonalizowana i trudno przyjąć do wiadomości czyste przypadki. Zwłaszcza, że mówimy o wysokich szczeblach władzy. Nie ulega wątpliwości, że dla ośrodka prezydenckiego kryzys na prawicy paradoksalnie jest wygodny. Rośnie bowiem wartość Andrzeja Dudy. Co prawda, nie ma mocnej pozycji na prawicy, nie kojarzy się z jakimś trwałym zbiorem poglądów czy inicjatyw i trudno sobie wyobrazić poza PiS. Jeśli chce więc przetrwać w polityce – a coraz wyraźniej widać, że zostaje mu tylko polityka krajowa – musi w jakikolwiek sposób znaleźć niszę na prawicy, wejść w nią i przedstawić się jako niezbędny element układanki, która zapewne po wyborach samorządowych zacznie się kształtować.

- Ale to już ten moment?

- Tak, ponieważ może szukać dla siebie miejsca tylko w sytuacji, kiedy ciągle ma formalno-prawne instrumenty oddziaływania jako głowa państwa. To właśnie obserwujemy – Andrzej Duda walczy o to, by po zakończeniu prezydentury nie być wyłącznie prawicowym publicystą.

Rozmawiał Tomasz Walczak