Bogusława Liberadzkiego może spotkać surowa kara. Jeśli Parlament Europejski dowiedzie, że europoseł dopuścił się mobbingu na asystentce, mogą spotkać go sankcje finansowe oraz zakaz reprezentowania PE podczas delegacji zagranicznych. Na polskiego europosła takie sankcje może nałożyć przewodnicząca Roberta Metsola, bo jest to jej prerogatywa.
Polityk Nowej Lewicy już zapowiedział, że w razie nałożenia na niego kary odwoła się do sądu Unii Europejskiej. - Chodzi o to, że byłem niezadowolony z pracy mojej asystentki, przyjąłem więc drugą osobę i tej pani nie podobało się, że zatrudniłem drugą osobę. Chciała dostać pensję tej drugiej osoby. Była niezadowolona, więc się rozstaliśmy. Ta pani ma pretensje, że nie pracuje do końca kadencji. Miałem prawo zatrudnić ją do połowy kadencji i tak zrobiłem. Być może ta pani czuła, że ma dyskomfort pracy. To sąd rozstrzygnie. To wszystko - tłumaczy Liberadzki w rozmowie z RMF FM. Według informacji RMF FM ma chodzić o "zarzuty o nękanie, które doprowadziło do rozwiązania kontraktu".
Przypomnijmy, że Parlament Europejski nie ma teraz dobrego czasu. Niedawno wstrząsnęła nim afera korupcyjna z udziałem wiceprzewodniczącej PE Evy Kaili, która została aresztowana.