Zadowolony Andrzej Duda po podpisaniu ze stroną nowozelandzką kilku umów o współpracy, odpowiadał na pytania dziennikarzy. W pewnym momencie nie było mu jednak do śmiechu. Został bowiem zapytany o to, "jak może pogodzić swoją politykę antyimigrancką i antyuchodźczą" z tym, że w stolicy Nowej Zelandii Wellington spotka się z tzw. dziećmi z Pahiatua, czyli Polakami, którzy w w trakcie II wojny światowej zostali przyjęci przez miejscowy rząd.
Wyraźnie podenerwowany polski prezydent zaznaczył, że "w Polsce nie ma żadnych działań antyimigranckich". - My po prostu nie zgadzamy się na to, żeby przymusowo przywożono do nas ludzi i to jest wszystko - uzupełnił. Zdaniem Andrzeja Dudy "mylna jest próba kojarzenia sytuacji Polaków, którzy przyjechali do Nowej Zelandii z uchodźcami czy imigrantami, którzy obecnie przyjeżdżają do Europy".- Polacy chcieli przyjechać do Nowej Zelandii i Polacy, którzy mieszkają w Nowej Zelandii, zdecydowali się na życie tutaj, to była ich decyzja – wyjaśnił prezydent.