A to pech! Ledwie ostatnio Kijowski zaczął pracę na stanowisku asystenta fryzjera, a już musi sobie zrobić przerwę. Salon, w którym strzygł pracował normalnie mimo epidemii. - To nie jest tak, że się nie boję zakażenia pandemii koronawirusa. Natomiast nasz zakład jest bardzo mały, w związku z tym nie ma tam wielkich dużych zgromadzeń, jest klient i fryzjer i jest to dopuszczalne. Dziennie zdarza się, że mam 1-2 klientów. Jest czas, aby przed i po wizycie wszystko dokładnie zdezynfekować – mówił nam jeszcze kilka dni temu. Lecz od 1 kwietnia wszystkie salony zamknięto. To decyzja odgórna, rządowa.
ZOBACZ TEŻ: Mateusz Kijowski nadal pracuje w zakładzie fryzjerskim. Nie boi się wirusa? TYLKO U NAS
Przynajmniej na brak atrakcji w ostatnim dniu pracy nie mógł narzekać. - Siedzimy ostatni dzień w zakładzie. Nagle zagląda ktoś i pyta, po angielsku, czy może się ostrzyc. Szefowa, trzeźwo, zadaje pytanie - od kiedy jest w Polsce. 3 miesiące... uff. No to strzygę. Głowa i broda. W trakcie rozmawiamy. Włoch z Mediolanu... ale się mnie trafiło. To pewnie mój ostatni klient przed przymusowym zamknięciem. Jak kończyć, to z przytupem! - relacjonuje na Facebooku Mateusz Kijowski. Z ciężką sytuacją natomiast musi mierzyć się sam salon. „Mamy nadzieję, że ta wyjątkowa sytuacja nie zmusi nas do zamknięcia naszego zakładu na zawsze. Gdybyście chcieli pomóc nam przetrwać, będziemy bezgranicznie wdzięczni i odpracujemy, jak tylko będzie to możliwe” - czytamy w mediach społecznościowych zakładu.