Jak wynika z filmu zamieszczonego na stronach portalu DDTorun.pl, tuż po wypadku minister Macierewicz ze swoim kierowcą szybko przesiedli się do skody superb i odjechali w kierunku Warszawy. Nikt z rządowej kolumny nie został na miejscu. - Jeszcze przed naszym przyjazdem kierowca odjechał i nie spisaliśmy danych. Kiedy się o nie upomnieliśmy, powiedziano nam, że jest to oficer SKW i odmówiono nam ich podania. Nikt nie został ukarany mandatem - mówi nam policjant znający kulisy sprawy. Zdaniem posłów PO to skandal. - Nie będzie zgody na państwo równych i równiejszych. Równi pozostali na światłach i dostosowali się do przepisów ruchu drogowego. Dlaczego pan Macierewicz i kierowca czmychnęli z miejsca wypadku, a świadkowie tego zdarzenia musieli pozostać i czekać pięć godzin na przybycie prokuratora? - pytał poseł Brejza.
Według "Gazety Wyborczej" kierowcą, który wiózł Macierewicza, był Kazimierz B. Karierę zaczynał jako kierowca Michała Janiszewskiego (+90 l.), szefa gabinetu Wojciecha Jaruzelskiego. W aktach IPN figuruje jako funkcjonariusz Wojskowej Służby Wewnętrznej, czyli komunistycznej bezpieki.
Ministerstwo nie chce jednak tego komentować. "Ze względu na bezpieczeństwo nie będziemy ujawniać personaliów funkcjonariuszy ochrony w otoczeniu ministra" - odpisało nam biuro prasowe MON. W karambolu w Lubiczu Dolnym, do którego doszło przed godz. 18 w środę, uczestniczyło osiem samochodów. W jednym znajdował się szef MON. Antoniemu Macierewiczowi nic się nie stało, ale trzy osoby trafiły do szpitala. Śledztwo prowadzą Żandarmeria Wojskowa i prokuratura w Poznaniu.
Zobacz także: Zmiany w Nowoczesnej. Petru ma nowego rzecznika