Z końcem marca rząd zdecydował, by zamknąć lokale gastronomiczne oraz zakłady fryzjerskie i kosmetyczne. Od tej pory ich właściciele i pracownicy muszą martwić się nie tylko o własne zdrowie, ale i o to, jak przeżyć, utraciwszy źródło dochodu. Pojawiły się liczne apele do władz, by w miarę możliwości złagodzić obostrzenia. W tym tygodniu w życie wszedł drugi etap odmrażania gospodarki.
ZOBACZ TEŻ: Korwin-Mikke w konspiracji skorzystał z usług fryzjera. Sam się do tego przyznał
Na swoją kolej właściciele restauracji i salonów muszą jednak jeszcze poczekać. W przypadku gastronomii mówi się o dacie 18 maja, a zakładów fryzjerskich – o bliżej nieokreślonej drugiej połowie maja. Tymczasem dla setek tysięcy ludzi liczy się każdy dzień!
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj
Będę musiała zamknąć interes
Agnieszka Chylik (48 l.) właścicielka salonu fryzjerskiego z Siedlec
Musiałam zamknąć swój salon, bo z chwilą ogłoszenia stanu epidemii straciłam prawie wszystkich klientów. Nie wiem, co będzie dalej, jeżeli rząd nie zniesie nałożonych restrykcji. Szkoda mi tych lat, kiedy budowałam swoja markę. Niestety pesymistycznie patrzę w przyszłość. Jeżeli nie otrzymam należytej pomocy, to pozostanie mi zamknąć interes.
Nie mogę zarabiać na życie!
Izabela Kochanowska (46 l.), podolog, właścicielka salonu kosmetycznego z Łodzi:
Mój salon od wielu dni jest zamknięty, a ja nie mam możliwości zarabiania na życie. Skoro normalnie mogą już działać galerie handlowe, to nam też powinno się pozwolić wrócić do pracy. Domagam się, żeby rząd podjął decyzję o jak najszybszym otwarciu salonów kosmetycznych.
Boję się przyszłości
Marek Kobyliński (53 l.) właściciel pizzerii z Siedlec
Przez wirusa moje dochody spadły o 50 procent. Interes jakoś się jeszcze kręci ostatkiem sił, bo sprzedajemy obiady i pizzę na wynos. Z przerażeniem myślę o przyszłości mojej firmy. Bo do kiedy ludzie mają jeszcze pieniądze na zamawianie jedzenia przez telefon, to jakoś będzie. Ale te zapasy naszych konsumentów się kiedyś skończą. Wolę o tym nie myśleć.
Niedługo zabraknie mi na jedzenie
Urszula Grodzka (41 l.), właścicielka salonu fryzjerskiego z Białegostoku:
Nie mogę pracować od marca. Złożyłam wniosek do ZUS o zwolnienie ze składki oraz o tak zwane postojowe. Do dziś nie dostałam ani złotówki. Ze strony samorządu także nie mam żadnej pomocy. Oszczędności już się kurczą. Muszę zapłacić za mieszkanie i za salon. A za co mam więc kupić jedzenie? Jestem gotowa, aby w każdej chwili wrócić do pracy w bezpiecznych warunkach.