koronawirus

i

Autor: https://pixabay.com/pl/

Kiedy pójdziemy do restauracji? Marszałek podął jasną deklarację

2020-04-14 11:22

Lekarze i inni pracownicy ochrony zdrowia mogący być zarażeni koronawirusem nie mogą pracować, bo będą przekazicielem tego zakażenia. Jeżeli wyzdrowieją, odbędą kwarantannę i będą mieli ujemne wyniki testów, to będą mogli wrócić do pracy. Tylko w ten sposób możemy zahamować rozwój zakażenia - mówił "SE" Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego.

„Super Express”: - Wiele szpitali miejskich alarmuje, że sytuacja w nich jest coraz bardziej dramatyczna. Czy dostawał pan sygnały o tym, że coś jest nie tak w części placówek medycznych?

Adam Struzik: - Polska służba zdrowia od lat jest niedofinansowana. Nie pamiętam roku, abyśmy w tej sprawie nie apelowali do rządu i NFZ. Trzeba mieć świadomość, w jak trudnych warunkach funkcjonowały i funkcjonują szpitale w naszym kraju. Wchodziliśmy w 2020 rok z 14 mld zł zadłużenia! Szpitale musiały oszczędzać praktycznie na wszystkim. Były także problem z kadrą medyczną – lekarzami i pielęgniarkami.

- Na epidemię były gotowe?

- Nikt nie mógł być przygotowany na tak potężną epidemię. Oddziały zakaźne przez wiele lat były zmniejszane. Nikt nie przewidywał pojawienia się olbrzymiej epidemii. Dzisiaj przez to mamy problemy. Nieprawidłowości wynikają też z braku procedur na przypadek epidemii. Jeśli chodzi o szpitale warszawskie czy mazowieckie, to borykają się z takimi samymi problemami jak inne placówki w kraju.

- Czy działa jakaś pomoc, aby w tej trudnej sytuacji zapewnić im w miarę sprawne funkcjonowanie?

- Realizujemy pomoc dla szpitali, które są na liście wojewody. Jest ich już prawie 70. Staramy się przede wszystkim w pierwszym rzucie pomóc szpitalom zakaźnym, a następnie wszystkim innym. Jako pierwszy region w kraju uruchomiliśmy projekt unijny na 150 mln zł. Jak widać więc, UE pomaga i to skutecznie. Te wszystkie szpitale są partnerami w naszym unijnym projekcie zakupu sprzętu, materiałów ochronnych, środków dezynfekcyjnych. Kupujemy też badania dla pracowników tych szpitali – w sumie blisko 7 tys. testów.

- Ministerstwo Zdrowia jeszcze w marcu apelował, żeby pracownicy służby zdrowia nie pracowali w kilku placówkach jednocześnie, bo to zwiększa ryzyko przenoszenia się wirusa. Udało się do tych apeli zastosować?

- Trudno się dziwić, że lekarze i pielęgniarki pracowali na wielu etatach. Jak każdy człowiek, starają się utrzymać swoje rodziny. Drugi powód to wymogi Narodowego Funduszu Zdrowia. Gdyby nie praca w kilku instytucjach, to niektóre szpitale lub inne placówki ochrony zdrowia po prostu nie mogłyby funkcjonować. Dzisiaj wymaga się od personelu, aby lekarz pracował tylko w jednym miejscu. Z powodów medycznych jest to oczywiste. Z powodów organizacyjnych – praktycznie nie do realizacji. Niestety, takie osoby pracujące w kilku miejscach mogą stać się transmiterem zakażenia. Pracując w jednym szpitalu i podlegając zakażeniu, niestety transferują wirusa do drugiego szpitala. Założenie żeby pracować w jednej placówce jest słuszne, natomiast jego realizacja jest praktycznie niemożliwa.

- Już za chwilę ma obowiązywać obowiązek stosowania maseczek w miejscach publicznych. Jako lekarz uznaje pan to za słuszne działanie?

- Uważam, że od samego początku – zresztą sam to stosuję – powinniśmy udawać się do miejsc publicznych w maseczkach i w rękawiczkach. Należy nosić przy sobie środek odkażający i często go używać, zwłaszcza po kontakcie z różnymi przedmiotami np. w sklepach. To wymaga też pewnej samodyscypliny od nas. Nie chodzi o to, że te maseczki chronią nas przed zakażeniem, ale chronią innych przed roznoszeniem przez nas ew. zakażenia koronawirusem. Myślę, że wcześniej tych zasad nie wprowadzono z uwagi na trudny dostęp do maseczek.

- Dlaczego polskie władze nie wzięły przykładu z Tajwanu? Tam wszystko funkcjonuje normalnie, z dbałością o higienę.

- Bardzo trudno porównywać sytuację Polski, kraju położonego w środku Europy, z Tajwanem, który jest wyspą, ale i różni się od nas kulturowo. Tam można było bardzo radykalnie ograniczyć zarówno transfer zewnętrzny, jak i wprowadzić dość drakońskie metody izolacji. Tamto społeczeństwo bardzo karnie podporządkowuje się tym wszystkim nakazom, zakazom i zasadom higieny. Natomiast pewne zasadnicze elementy są w każdym miejscu, w każdym państwie, realizowane tak samo. Po pierwsze – izolacja, po drugie – identyfikacja chorych i ich utrzymywanie w kwarantannie i po trzecie organizacja szpitali. Na pierwszym froncie są oddziały zakaźne, później zwiększa się liczbę łóżek w tych oddziałach i przygotowuje się oddziały intensywnej opieki medycznej do opieki nad najbardziej chorymi.

- Jak będzie wyglądała sytuacja Mazowsza, jeśli kolejne tygodnie spędzimy w kwarantannie? 

- Tego nikt nie jest w stanie powiedzieć. To pokaże życie. Mam nadzieję, że przetrwamy ten najtrudniejszy okres. A później będziemy wszyscy wspólnie, solidarnie pracowali na rzecz odbudowy gospodarki Mazowsza. Musimy przygotować się na długą, wielomiesięczną walkę z konsekwencjami tego kryzysu i obawiam się, że to będzie nas wszystkich bardzo dużo kosztowało. Oszczędności będą konieczne we wszystkich obszarach. Na pewno też wyzwolimy w sobie potężny ruch solidarności międzyludzkiej, międzypokoleniowej. Przede wszystkim chodzi o ochronę starszych. Oceniam, że nie wyjdziemy z tego bez szwanku, ale jednak jako wspólnota poradzimy sobie.

- Dlaczego otarte są sklepy wielkopowierzchniowe, w których też dochodzi do zarażeń, a restauracje i małe gastronomie nie? Dlaczego nie wprowadzono obostrzeń, które pozwoliłyby funkcjonować małym restauracjom?

- Sytuacja w restauracjach, klubach czy pubach jest zupełnie inna niż w sklepach wielkopowierzchniowych. Ludzie muszą coś jeść, muszą też zakupić niezbędne towary, środki higieniczne. Sklepy wielkopowierzchniowe są najbardziej predestynowane do takiej sprzedaży. W takich miejscach możliwość kontaktu bezpośredniego jest ograniczona, oczywiście jeżeli zachowa się odległość między kupującymi, a klienci mają maski i rękawiczki. Poza tym są odkażane na bieżąco wózki, a personel  dba o higienę i czystość. Uważam, że jest to słuszna decyzja. Myślę, że kiedy już będziemy w kolejnej – spadkowej fazie epidemii, wszystkie te zakazy dotyczące szkół, małych restauracji będą stopniowo eliminowane. Ale będzie to możliwe dopiero wtedy, kiedy będziemy mieli pojedyncze przypadki zakażeń. Niestety, do tego czasu musimy tych reżimów przestrzegać i to dla własnego dobra.

- Czy jako lekarz, mając wiedzę, że wśród Pana zespołu są lekarze z koronawirusem pozwoliłby Pan na pracę takim ludziom? Dlaczego tak lub nie?

- Lekarze i inni pracownicy ochrony zdrowia mogący być zarażeni koronawirusem nie mogą pracować, bo będą przekazicielem tego zakażenia. Jeżeli wyzdrowieją, odbędą kwarantannę i będą mieli ujemne wyniki testów, to będą mogli wrócić do pracy. Tylko w ten sposób możemy zahamować rozwój zakażenia. Inaczej szpitale czy placówki ochrony zdrowia stałyby się rozsiewnikiem koronawirusa. Pomysł, żeby ludzie zarażeni pracowali, nie mieści się w procedurze. Chyba, że wszyscy będą ozdrowieńcami, wówczas oczywiście mogą i powinni dalej pracować.

Rozmawiała Sandra Skibniewska