"Super Express": - Minister Sikorski mówił w Londynie, że w Polsce ludzi o sposobie myślenia podobnym do Andersa Breivika nie brakuje. Zgadza się pan z szefem MSZ?
Paweł Kowal: - Przyznam, że nie wiem, na jakiej podstawie pan minister formułuje takie tezy. Rozumiem, że powinny być one poparte jakimiś badaniami socjologicznymi.
- Dziwi pana ta wypowiedź?
- Dziwi mnie o tyle, że nie wiem, skąd się wzięła moda na opowiadanie za granicą o tym, że Polska jest państwem totalitarnym. Z drugiej strony mamy być krajem pełnym przyczajonych morderców. Minister Sikorski ma o tyle rację, że przestrzega przed konsekwencjami wynikającymi z tego, co się dzieje w społeczeństwach UE. Ale stawia złe tezy.
- Ministrowi chodzi chyba o to, że brutalizacja języka życia publicznego i wzrost emocji w społeczeństwie prowadzą do wzrostu ekstremizmów.
- Jak dla mnie bardziej chodzi o rozpad rodziny, więzów międzyludzkich i rosnącą samotność, która kończy się tak tragicznie, jak w Norwegii. To powinno dać do myślenia politykom tak wpływowym, jak minister Sikorski. Wobec takich tragedii nie wystarczy sformułować kilku błyskotliwych tez, ale trzeba odpowiedzieć na głębsze pytanie o przyczyny tego, co się stało, i podjąć realne działania.
- Radosław Sikorski podjął już działania - wypowiedział wojnę internautom, których język bardzo ministra oburza.
- Kaznodziejów od języka mamy aż nadto. Im kto więcej głosi na ten temat kazań, tym bardziej sam powinien zrobić rachunek sumienia.
- Minister spraw zagranicznych powinien się zajmować walką z chamstwem językowym, skoro sam nawoływał kiedyś do "dorżnięcia watahy"?
- Jeżeli ktoś stawia tezę, że problemem polskiego życia publicznego jest brutalny język, to proponuję takim osobom stworzenie Ligi Dobrego Języka, która będzie świecić przykładem i zbierze tych, którzy nigdy tzw. języka nienawiści nie używają. Dla czystości jednak każdy z takich adeptów powinien sam przyznać się do swoich błędów.
Paweł Kowal
Przewodniczący PJN, b. wiceszef MSZ