"Super Express": - Posłowie z Komisji Etyki Poselskiej podnosili ręce: na tak, na nie. Czy zasady kultury osobistej powinno się głosować? Do tej pory w przedszkolach uczono, że słowo "won" jest brzydkie. Teraz to kwestia siły głosów?
Kazimierz Ziobro: - Przedstawię, jak to jest w parlamencie. Taki jest regulamin Sejmu i Komisji Etyki Poselskiej. Niestety. W związku z tym musiałem poddać pod głosowanie wniosek o ukaranie pana posła Stefana Niesiołowskiego.
- Czyli marszałek jest niewinny, bo w zdarzeniu chodziło nie o dziennikarstwo, lecz o wywołanie hucpy?
- Rzeczywiście, to wyjaśnienie złożone przez posła Niesiołowskiego. Każdy człowiek ma swoją wrażliwość. W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę, że kogoś tak wysoko postawionego w hierarchii politycznej i z takim doświadczeniem, człowieka w statecznym wieku, który niejedno w życiu widział, nie powinny ponosić emocje. Nie tak łatwo. Powinien panować nad nimi. Podchodzić do tego wręcz w kategorii obowiązku. Nie zapanował. Sposób ich odreagowania nie był adekwatny do sytuacji.
- Dla kogo to była lekcja: dla polityków czy dla reszty społeczeństwa?
- Sejm - jeśli spojrzymy na sondaże - nie cieszy się nadmiernym szacunkiem. Jednak wyborcy wciąż obserwują zachowanie posłów. Mam nadzieję, że nie będą budować wzorców własnych zachowań w oparciu o zdarzenie pod Sejmem 11 maja - że wyciągną inne wnioski niż większość koleżanek i kolegów z komisji. Dla mnie było to jednoznaczne przewinienie, naruszenie etyki poselskiej i godności dziennikarki. Uważam więc, że poseł powinien być ukarany. Stało się inaczej.
- Czy teraz politykom już absolutnie puszczą hamulce?
- Sądzę, że nie. Tak impulsywnych posłów jak Stefan Niesiołowski jest mało i dziennikarzom nie grozi niebezpieczeństwo.
Kazimierz Ziobro
Poseł SP, przewodniczący Komisji Etyki Poselskiej