W Warszawie jest za dużo pomników. Nie można robić ze stolicy dużego kraju europejskiego jakiegoś cmentarzyska historycznego. Wkrótce nie będzie miejsca, obok którego można by spokojnie przejść bez jakichś koszmarnych refleksji, bo to nieszczęścia zazwyczaj upamiętniamy.
Prócz pomników wszędzie spotykamy tablice i kapliczki poświęcone pomordowanym. To wyraz naszej straszliwej megalomanii oraz głębokich kompleksów tkwiących korzeniami jeszcze w zaborze rosyjskim. Czy ktoś wyobraża sobie, żeby Biały Dom był obstawiony pomnikami tragicznie zmarłego prezydenta Johna Kennedy'ego? Dziś myślenie o pomnikach jest bardzo powierzchowne, czego przykładem jest to, co wyprawiają pod Pałacem Prezydenckim tzw. obrońcy krzyża.
Ze wspomnianego przeze mnie powodu, czyli pomnikomanii, nie robiłbym wyjątku nawet dla zwycięstw. Ale ten konkretny przypadek - Bitwę Warszawską, która była jednym z ważniejszych wydarzeń politycznych w dziejach Europy, uczciłbym w inny sposób. Znajomy plastyk kiedyś podzielił się ze mną pomysłem na zbudowanie wysokiej na 100 metrów wielkiej bramy triumfalnej na Wiśle, która stałaby po jej obu stronach. Taka brama między wschodem a zachodem symbolizowałaby, że w tym miejscu zażegnane zostało wielkie zagrożenie.
Kazimierz Kutz
Reżyser, poseł PO